Fioletowy Faraon - Józef I Cudowny Płaszcz Snów...

EineHexe

Ostrzegam lojalnie: jeśli ktoś tego wcześniej nie oglądał, niech odstawi wszelkie napoje i jadło i usiądzie naprawdę stabilnie. Oto przed państwem Faraon, czyli blond Elvis na kwasie i w drag-makijażu.

http://www.youtube.com/watch?v=Iv2w9CxXXls&feature=related

Prosimy nie regulować odbiorników, to naprawdę jest Uwe!

Leleth

Ja w ogóle nie radzę oglądać. Ten musical jest nienormalny i nudny, a Uwe pojawia się bodaj w jednej scenie, która i tak jest na YT.

EineHexe

A musical swoją drogą, też nie zachęcam nikogo do podziwiania dzieła, które pisała i reżyserowała osoba na ciężkim haju (i to jednak chyba był bad trip).

Ten klip jednak to sa miód, natomiast Uwe kicający póżniej już bez makijażu (za wyjątkiem ócz), w oczogwałtnie fioletowym gajerze (kiedyś to wrzucę na yt) jest nader ucieszny. A i był wtedy brunetem

UpiórTeatru

Uwe w fioletowych ciuszkach! Tego mi brakowało :D Jak oglądałam po raz pierwszy to myślałam, że umrę ze śmiechu na widok Blondyna.

EineHexe

Coby we Wszechświecie równowaga została zachowana, zapuszczam Uwowe pląsy finałowe z Josepha. Proszę zwrócić uwagę na wyyyybitną choreografię oraz na fioletowy garniturek.

[url][http://www.youtube.com/watch?v=Anh4LhqQazI&feature=related[/url]

Upojne

ewka

Zobaczyłam pierwszy filmik i było to jedno z najtrudniejszych osiem i pół minuty mojego życia. Ten Faraon mnie po prostu boli. WTF?!

Leleth

Zobaczyłabyś cały musical, to przeżyłabyś życiowe WTF. Do dziś się zastanawiam, co w historii o Józefie robił Murzyn w kowbojskim kapeluszu tańczący taniec brzucha...

EineHexe

ewka

Gorsze to od Dance of the Vampires? :P

Leleth

Gorsze nie, ale pisane wyraźnie na kwasie. I to zanieczyszczonym.

Pyton

UpiórTeatru

DotV to załamka kompletna, żałosne poprostu, a Józio jest tak głupi, że aż śmieszny. To jest ta drobna różnica, aha i jeszcze to, że w Józku nie ma wyjącego Crawforda.

EineHexe

DOTV obejrzałam w stanie permanentnego WTFu, aż do momentu gdy na scenie pojawiła się neonowa trumna i wyskoczył z niej nieumarły Liberace, twierdzący, że nazywa się Krolock. Wtedy mój mózg wywiesił bluescreena i zażądał końca rozrywki.

Józefa obejrzałam w całości, chwilami popadając w lekką zadumę nad kondycją psychiczną autorów i reżysera. Parada kowbojskich gejstripperów przyprawiła mnie o lekką chichawkę, głównie się jednak nudziłam. Choć nie tak boleśnie jak na Miss Saigon chociażby.