|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Pon 1:01, 07 Mar 2011 Temat postu: Na salonach u De Dooda - Eli niderlandzka |
|
|
Oglądam sobie niderlandzką Eli i stwierdzam co następuje:
- Do bani jest taki Lucheń, co nie potrafi porządnie rozedrzeć paszczy. Carsten, pokaż panu jak to się robi.
- De Dood podoba mi się całkiem coraz bardziej, za to nie podoba mi się występująca miejscami dosłowność dekoracyjna. Eli to jest taki musical, który świetnie się sprawuje w dekoracjach minimalistycznych i mocno symbolicznych, nadmiar jej szkodzi. Jak na przykład wielkie sztuczne drzewo, zajmujące pół sceny, kiedy Eli śpiewa pierwszą piosenkę z ojcem. To takie... nieelowe.
A scena jest malutka, porównywalna do berlińskiej. I tu przechodzimy do kolejnego zagadnienia.
- Choreografia. W Niderlandach jakoś potrafiono, mimo szczupłości miejsca, dobrać nader interesującą choreografię, która nie wygląda jak "Zaraz się wszyscy zadepczemy, albo wpadniemy w orkiestron". W Berlinie nie. Wstydaj się waszmość, panie Kupfer.
W ogóle ta produkcja stanowi wzorcowy przykład gospodarowania niedużą przestrzenią sceniczną. I muszę powiedzieć, że wersja esseńska zaczerpnęła stąd wiele rozwiązań.
- Aaaa, wrócę jesszcze do Burlesia, albowiem podbił moje serce za pomocą "Mama wo bist du" i paru innych drobnostek. Opiekuńcze tulenie do łona małej Zofii, miny w momencie, kiedy nieprzytomna Sisi/mały Rudi się do niego tulili "Ojej on/ona się tuli, co ja mam teraz...? Ojej, ale to fajne jest...", atak śmiechawki wywołanej opowieścią Rudiego... Awww.
- Lucheni nie podoba mi się coraz bardziej. Wrzeszczeć nie potrafi, rżnąć wariata nie potrafi, wredny być nie potrafi. Takie zmięte stworzenie, które przypomina mi mocno Kokeszkę z Samych Swoich.
- A teraz ciekawostka. Po "Kitsch" nie ma "Eljen", jest za to repryza "Mama, wo bist du" z małym Rudim, stojącym przed drzwiami komnaty cesarzowej, za którymi Sisi oddaje się zabiegom kosmetycznym. A ponieważ nie raczy wyjść do syna, ten, miast śpiewać do klamki, wtula się w końcu w czerwony kubraczek pana Dooda, który (Dood, nie kubrak), rzecz jasna pojawia się jak na zawołanie i tłumaczy coś młodemu.
- Dood nie szczędzi miodu swych ust ani Rudolfowi, ani Eli i bardzo dobrze, bo nie przepadam za Śmiertuchami nieśmiałymi, co usiłują całować półgębkiem. Odracając się na koniec z ciałem Eli w ramionach Burllesiowy Tod błyska demonicznie okiem i wydyma usta, komunikując w ten sposób "Zdobyłem ją! Moja ci jest! Aha!". Jest to krańcowo różne od chłodnej ekspozycji zwłok Sisi w wykonaniu Uwe ("Odeszła z waszego świata i jest moja. Zdziwko?") ale równie mocne. Ponadto podoba mi się pana Burlesona ruch, miękki, koci i zwinny. Burlesio nie lewituje wprawdzie nad sceną jak Uwe, ale porusza się przepięknie i fakt, że jest tancerzem ma tu niewątpliwie coś do rzeczy.
Ponadto im dłużej oglądałam Burlesia tym większe wrażenie miałam, że to na nim wzorował się Mate i to bardzo mocno. Burlesiowy Tod jest zdecydowanie męski, bez bawienia się w żadną androgyne, namiętny i ledwo skrywający żar buzującego w nim uczucia. Ale, w przeciwieństwie do Mate, Stanley potrafił wyważyć namiętny pościg za Sisi i śmiertelny chłód swojej postaci, akcentując przy tym wyraźnie fakt, że ludzkie emocje są mu obce. Na ten przykład kiedy Elisabeth, niesiona przezeń podczas "Schwarze Prinz", przytula się słodko do jego ramienia, Dood jest wyraźnie zaskoczony i nie wie o co tu chodzi oraz co z tym robić, po chwili jednak dochodzi do wniosku, że mu się podoba. Podobnie jest podczas "Mama wo bist du", Rudi się wtula a Dood kręci głową z miną "Ojej, co on mi robi, co to jest?" by za chwilę wysłaś niewerbalny komunikat "Ojej, to jest fajne, to ja go też przytulę!".
Tu się różni od Uwcinego Toda, bo Uwe wszelkie przytulanki, poza tymi z Elą, traktuje jak część pracy. Wiecie, ci dziwni śmiertelnicy tak lubią, więc co mu szkodzi, skoro to pomoże zwabić ich na Tamtą Stronę. Nic osobistego, to tylko praca. Dood jest nieco bardziej osobisty i emocjonalny, wykonując obowiązki zawodowe, ale bez popadania w EMOnastroje i inną nietaktowną przesadę.
Podobnie wyważony jest, jak już wspomniałam, pościg za Elą. Dood ją kusi, namawia i roztacza uroki, ale, że gorącokrwisty z niego Śmiertuch, czasem się zapomni i usiłuje Elę posiąść w sposób nieco bardziej gwałtowny, co spotyka się z niechęcią z jej strony. Tym się różni od Mate, któy w emablowaniu Eli nie zna granic, ni kordonów, gdyby mógł toby się na nią rzucił teraz, zaraz i natychmiast.
W chwilach większego poruszenia emocjonalnego zdarza się Burlesiowi śpiewać brzmiąc jakby lekko zaciskał szczęki. Lekko, podkreślam, na jakość dźwięku wpływu to nie ma, ale skojarzenie jest dość oczywiste. Podobne skojarzenia budzi okazjonalna chrypka, czy coś pośredniego między chrypką a zawarczeniem, co się Doodowi z gardłą wyrywa, w niektórych momentach. Tego środka Burlesio na szczęście nie nadużywa.
- Rudolf jest bardzo taki sobie, wolę Jespiego, albo Martina Paschinga. W scenie śmierci Dood niestety nie tylko nie powiewa Rudim, ale nawet go nie przenosi, a szkoda, albowiem wielbiam tę choreo. Poza tym Burlesio mimo kompaktowego wzrostu ułomek nie jest i powinien Rudka unieść. W końcu Uwe powiewał bardzo energicznie wyższym od siebie Jesperem Tudę.
- Franz Josef jest zdecydowanie antypatycznym, rozmamłanym typem, nie da się go lubić ani trochę. Arcyksiężna Zofia jest zwyczajną despotką, bez macierzyńskiego elementu obecnego u choćby Else Ludwig. A Madame Wolf wyposażona jest w pejczyk pokaźnych rozmiarów.
- A Pii chyba reklamować nie muszę wcale?
Ostatnio zmieniony przez EineHexe dnia Pon 1:02, 07 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
martunia21
Bestia
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Pon 2:11, 07 Mar 2011 Temat postu: Re: Na salonach u De Dooda - Eli niderlandzka |
|
|
EineHexe napisał: | Tym się różni od Mate, któy w emablowaniu Eli nie zna granic, ni kordonów, gdyby mógł toby się na nią rzucił teraz, zaraz i natychmiast. |
Składam oficjalną uroczystą przysięgę. Już nigdy nie będę czytać postów na tym forum po godzinie 21!
Napisałaś 'kordonów' a ja przeczytałam 'produkt gumowy w różnych rozmiarach, kolorach i smakach, bywa z wypustkami' i najpierw zabrałam się za kombinowanie a na jakiego grzyba mu to, przecież i tak różnice w genach za duże i nie potrzebuje, a dopiero potem coś nie pasowało i przeczytałam dokładnie.
M.
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Pon 2:18, 07 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
*Kula się ze śmiechu, kwicząc*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nibi no Nekomata
Javert
Dołączył: 22 Paź 2010
Posty: 169
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: ona
|
Wysłany: Pon 7:04, 07 Mar 2011 Temat postu: Re: Na salonach u De Dooda - Eli niderlandzka |
|
|
martunia21 napisał: | Składam oficjalną uroczystą przysięgę. Już nigdy nie będę czytać postów na tym forum po godzinie 21!
Napisałaś 'kordonów' a ja przeczytałam 'produkt gumowy w różnych rozmiarach, kolorach i smakach, bywa z wypustkami' i najpierw zabrałam się za kombinowanie a na jakiego grzyba mu to, przecież i tak różnice w genach za duże i nie potrzebuje, a dopiero potem coś nie pasowało i przeczytałam dokładnie.
M. |
dołączam się do przysięgi z wymianą po 21 na przed 6!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|