Forum www.uwekroeger.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Upiór w tarapatach - wesoły fanfic Hexe i Cyferki
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.uwekroeger.fora.pl Strona Główna -> Karmel i czekolada
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
emerencja
Graf Taaffe


Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: ona

PostWysłany: Pon 17:17, 11 Paź 2010    Temat postu:

Zobaczysz... Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu


Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: ona

PostWysłany: Pon 21:15, 11 Paź 2010    Temat postu:

Eeee bez takich!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu


Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: ona

PostWysłany: Pon 22:58, 11 Paź 2010    Temat postu:

Geoffrey de Peyerac po długich godzinach wyczerpującego seksu zsunął kołdrę wychodząc na taras.
Bose stopy lśniły w świetle księżyca. Zamknął oczy, czując jak melodyka nocy pochłania go całego. Z zamyślenia wyrwał go szelest w sypialni. Kobieta z którą spędził dzisiejszy wieczór podążyła za jego cieniem. Bose stopy były mniejsze od jego, zaledwie o dwa rozmiary.
- Geoff? Dlaczego wyszedłeś z łóżka?- zapytała przecierając oczy.
- Zsuwasz kołdrę na siebie kiedy chcesz?! Czy wiesz, że marzną mi stopy?!- huknął rozzłoszczony. – To, że cię pieprze nie znaczy że ty masz się wtrącac do tego co robie!
Zaspane oczy kobiety rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Bredzisz! – odpowiedziała, chciała wejśc z powrotem do łóżka, ale złapał ją za rękę.
- Widzisz to suko?!- pokazał jej słońce przebijające się przez mroki nocy, ponad horyzontem. – Będę cię pieprzył nad ranem, bo taką mam chęc!- powiedziawszy to rzucił się na nią.

Sabina nie mogła zasnąc, zarzuciła na siebię szlafrok i z bosymi stopami powędrowała do kuchni. Po drodze sprawdziła, czy dzieci się nie rozkopały.
W kuchni zapaliła lampki pod szafkami i poczęła grzebac w szufladzie z przyprawami. Znalazłszy saszetkę z Gorącym Kubkiem, wsypała zawartośc do naczynia i nastawiła czajnik elektryczny.
Kilka minut później po kuchni rozniósł się zapach rosołu.
- I zjadam cię podaną na stole...- usłyszała za sobą. Erik uśmiechał się zaspany, drapiąc się po owłosionej piersi.
- Tak i zsuwasz kołdrę kiedy chcesz!- dodała szyderczo.
- Zobaczyłem, że jesz i jakoś tak mi się przypomniało, jak kilka lat temu rzuciłaś we mnie płytą Janusza, bo ci się nie podobała.- uśmiechnął się siadając obok niej.
- Wcale nie!- odpowiedziała.
- Wcale tak!- przekomarzał się małżonek. – A później na Sylwestrze tańczyłaś z Krucińskim do Stopy i trzęśliście włosami jak rockmani... i pamiętam że zrzuciłaś szpilki i jedna walnęła w głowę Oleandra...
- Erik! Czy ty piłeś? Tak na pewno nie było...-
- Skarbie, było ale po tej piosence wylądowałaś pod stołem i świeciły tylko twoje stópki!- zachichotał.
- Weź ty idź już pod kołdrę!
- Pójdę i zsunę ją kiedy chce, ale pozwolę ci wejśc....Stopa mnie prowadzi, stopa prowadzi nas....- nucił wychodząc z kuchni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyMakbet
Napoleon


Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zabrze
Płeć: ona

PostWysłany: Wto 16:08, 12 Paź 2010    Temat postu:

Dzięki wam jest coś, co mnie odrywa od czytania lektur
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emerencja
Graf Taaffe


Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: ona

PostWysłany: Śro 18:29, 13 Paź 2010    Temat postu:

Od nudnej pracy również. Smile
Czyli kibicujesz, żeby nasze gwiazdy nie kończyły?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EineHexe
Uwoholiczka z misiem


Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: To tajemnica
Płeć: ona

PostWysłany: Nie 19:56, 17 Paź 2010    Temat postu:

[19:45:09] Wiedźma Ołówka: W piwnicy jednego z nowohuckich bloków kończył się właśnie wiec. Poomieszczenie, pierwotnie służące jako pralnia, było nieużywane i nieremontowane od lat, stąd też brudny tynk łuszczył się niemiłosiernie, a po kątach pajęczyny walczyły o lepsze z grzybem.
- Mogłeś wybrać coś bardziej reperezentacyjnego - prezes cisnął w kąt opróżnionego szczura. - Ale dobrze, że przynajmniej zapewniłeś bufet.
Krapiszewski zamigotał z dumy, patrząc na zbieraninę nieumarłych dziwadeł, łapczywie wybierającą szczury z wielkiego pudła.
- To nie było trudne - rzekł, udając skromność. - To co, prezesie, mówka na zakonczenie?
Gęsicki starł kroplę krwi z podwójnego podbródka.
- Tak - rzekł.
Wszedł na zbudowaną ze skrzynek po piwie mównicę.
- Zanim się rozejdziemy - rzekł dobitnie - pozwólcie, że przypomnę wam nasz cel. Pragniemy, aby wreszcie zatriumfowała prawda! Oczyścimy świat z krwiożerczych kreatur, a by przemówić mogła siła miłości! Ale... - znacząco zawiesił głos. - Najpierw musimy pozbyć się tego źródła zgnilizny moralnej, teatru Otchłań. Kiedy go zdobędziemy i weźmiemy do niewoli Draczyńskiego, zwycięstwo będzie nasze!
- Taaaaak! - wrzasnął młody chłopak. Cisnął trzymanym w dłoni szczurem, o włos mijając głowę prezesa. - Zwycięstwo będzie nasze!
- To Jeremi Gilbercki - szepnął usłużnie Krapiszewski. - Warto na niego zwrócić uwagę. Bardzo gorliwy i głupi jak but, na pewno nie zechce przjemować władzy od pana... Świetny materiał na pomocnika.
Gęsicki wstrząsnął rękami w górze.
- Zapamiętam go - rzekł.
Erik od samego rana zachowywal się wręcz niemożliwie, co chwilę obłapiając i przytulając małżonkę. Na początku było to jednak miłe, jednak w końcu miarka się przebrała. Jechali samochodem przez Kraków, odstawiwszy starszą progeniturę do przedszkola. Jedna z rąk Erika najpierw zsunęła się z kierownicy na kolano żony, a potem jęła wędrować coraz wyżej pod spódnicę. Zamyślona nieco Sabina nie zauważyła tego z początku, otrzeźwiło ją dopero, gdy zaczął zsuwać z niej bieliznę.
- Co ty robisz? - trzepnęła go po zuchwałej ręce. - Oszalałeś?
- Będę brrrał cię w auuuucieeee! - zanucił.
- Erik, wiesz, ze kocham się z tobą kochać, ale nie w samochodzie, w bialy dzień w śroku miasta. Poza tym mamy teraz na głowie duży problem w postaci Żefre i jakoś nie jest mi do seksu.
Bez słowa cofnął dłoń.
- Może troszkę przesadzam... - rzekł po chwili.
W milczeniu dojechali do teatru. Erik z miejsca znikł w swych podziemiach, natomiast Sabina poszła do gabinetu.
Siedziała w nim Katarzyna, intensywnie woniejąc perfumami z werbeną.
- Nie przesadziłaś trochę z tymi pachnidłami? - Sabina ruszyła do okna. - Trudno oddychać.
- Nie otwieraj! - wrzasnęła tłumaczka. - Ten migotliwy bałwan znowu za mną łazi, był u mnie w nocy! A co jeśli czai się na dachu?
Sabina zamarła.
- Fakt, jeszcze wyskoczy znienacka i zaśpiewa jakąś serenadę... - wzdrygnęła się.
- Był Draczyński - powiedziała Katarzyna. - Dziwne, ale werbena mu nie szkodzi.
- To ty wiesz..? - zapytała ostrożnie Sabina.
- Pewnie, że wiem - Katarzyna wzruszyła ramionami. - Pracowałam przez jakiś czas jako tłumaczka z rozmaitych języków w prywatnej bibliotece u takiego jednego w Transylwanii. Miły facet, tylko nocny marek. I za nic nie mógł dogadać się z synem... Ale ja nie o tym. Był Draczyński i kazał powiedzieć, że szuka prezesa po Krakowie i że mamy się strzec, bo jego nieumarłe przydupasy planują atak na Otchłań.
- Piekło i szatani, jakby mało było tego całego Żefre! - dyrektorka nie kryła furii.
- Przepraszam, że podsłuchałam, ale najlepiej byłoby powiesić werbenę gdzie się da - odezwała się znienacka Magdalena.
- A ty skąd...? - Katarzyna i Sabina odezwały się równocześnie.
- Ja się wampirami interesuję od dawna, a o Jakubie powiedziała mi wczoraj Wiedźma - odparła Magdalena z własciwym sobie spokojem. - Iwetta wpadła wczoraj odwiedzić Uwe i przekazała co nieco od Kuby. Otóż ci pomagierzy Gęsickiego piją krew zwierząt, i od tego są wrażliwi na werbenę. Jakubowi ani Iwetcie to nie zaszkodzi, a nasi wrogowie tu nie wejdą.
- Dobra, no to wieszamy werbenę! - oznajmiła Sabina.
- Ale skąd ją wziać?
Popatrzyły na siebie, wszystkie trzy.
- Werbena... - mruknęła Sabina.
- Zioła... - odmruknęła Magdalena.
- Wiedźma! - zakrzyknęły chórem.
- Co wiedźma? - zdziwiła się wchodząca właśnie librecistka.
- Ty co chwilę kupujesz jakieś zielska i używasz ich do różnych rzeczy - powiedziała Sabina.
- Właśnie - dodała Katarzyna, ale nie zdołała dokończyć, bo z librecistki wylał się potok słów.
- No jasne, żebyście wiedziały jak Karmelkowi skórę poprawiłam, bo miał kiedyś zciachaną solarką...
Sabina przerwała jej gestem.
- Nie interesuje mnie skóra na tyłku Karmelka, potrzebuję werbeny. Dużo i natychmiast.
Wiedźma zamrugała oczyma.
- Aaaaa, werbeny! - zrozumiała. - Nie ma sprawy, już się załatwia.
Wyłowiła z torebki komórkę i po chwili pogrążona była w rozmowie z zaprzyjaźnionymi zielarzami.
W oczekiwaniu na werbenę, która miła zostać dostarczona za jakieś dwie godziny, panie rzuciły się w wir pracy. Wiedźma porwała Katarzynę i Magdalenę i razem dokonywały korekty przekładu kolejnego libretta, natomiast Sabina...
Sabinie przypadło w udziale uspokojenie wzburzonego Pacykowa, który nie mógł dojść do porozumienia z niektórymi członkami zespołu.
- Za rozchełstane i za rozchelstane, pan Borchert mówi - krzyczał rozżalony mistrz igły. - A co on zakonnica jest, ja się pytam? On się nie zna i wizji artystycznej nie rozumie, a najlepiej toby się w burkę afgańską ubrał! I nic by mu nie wystawało! A pan Paciorkowski niech linii pilnuje, bo ja nie będę kostiumu poszerzać, a on się ledwo mieści! Za to pana Jakuba nie ma wcale i jak ja miarę wezmę?
- Spokojnie, panie Pacyków, wszystko będzie dobrze - koiła Sabina. - Pan Draczyński jest zajęty i nie mógł przyjść musi to pan zrozumieć. Z panem Paciorkowskim porozmawiam, z panem Borchertem też. Albo lepiej z jego żoną.
- O z żoną, koniecznie, jak ona mu coś powie, to on na pewno zrobi! - przytaknął Pacyków. - Dobrze pani dyrektor mówi. Ach, kiedy pani odbierze ten... kostium? - mrugnął umalowanym okiem zza okularów.
- Jaki kostium? - zdziwiła się Sabina.
- Ach, to miała być niespodzianka - mistrz skubnął wypielęgnowaną bródkę i zachichotał. - No nic, to ja lecę, pa!
Sabina odetchnęła z ulgą i pogrązyła się w robocie papierkowej. Po godzinie utknęła w rachunkach, rozliczeniach, podaniach i innych papierach tak mocno, że nie usłyszała nawet jak uchyla się wielkie lustro w ścianie.
Z wejścia do lochów wyszedł bezszelestnie Erik. Błyskawicznie odsunął fotel dyektorki od biurka i zarzucił sobie bezceremonialnie żone na ramię. Papiery sfrunęły z biurka, zaściełając podłogę.
- Erik! - Sabina zaczęła się śmiać.
- Chodź do swojego anioła muzyki - rzekł, niosąc ją w podziemia. - Czas na małe tete-a-tete.
Sabina dała się zanieść do łoża w kształcie labędzia. Erik posadził ją wsród poduszek.
- Co powiesz na... - zamruczał.
- Na co?
- Na coś ostrego?
Pstryknął palcami i podziemia wypełnił grzmot deathmetalowej muzyki. Sabinę z lekka zatkało, tymczasem jej mąż odrzucił kapę na łożu, pod którą krył się strój z lśniącej czarno-czerwonej skóry.
- Włóż to - rzekł, podając jej spodnie, z zamkiem błyskawicznym biegnącym przez całe krocze. - A ja cię zwiążę, moja łaniu.
Sabina popatrzyła na trzymane w ręku spodnie i swojego męża z punjabem w ręku.
- Erik, czyś ty sobie żyrandol na głowę spuścił? - zapytała. - Sam się zwiąż, łosiu!
Pstryknął palcami. Deathmetalowa muza umilkła.
- Włóż to! - rzekł natarczywie.
Sabina podniosła gorset, wycięty na przedzie tak, by eksponował sutki.
- To? - zapytała. - Ty chcesz, zebym to włożyła?
Erik pokiwał radosnie głową.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
UpiórTeatru
Graf Taaffe


Dołączył: 18 Lip 2010
Posty: 450
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: ona

PostWysłany: Pon 15:07, 18 Paź 2010    Temat postu:

Cytat:
Za rozchełstane i za rozchelstane, pan Borchert mówi - krzyczał rozżalony mistrz igły. - A co on zakonnica jest, ja się pytam? On się nie zna i wizji artystycznej nie rozumie, a najlepiej toby się w burkę afgańską ubrał! I nic by mu nie wystawało!

LEŻĘ I KWICZĘ!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu


Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: ona

PostWysłany: Pon 15:11, 18 Paź 2010    Temat postu:

Perypetie Pacykowa i Borchidonny są kwikogenne xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emerencja
Graf Taaffe


Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: ona

PostWysłany: Pon 15:46, 18 Paź 2010    Temat postu:

LEŻĘ NA KOMPUTERZE I KWICZĘ!!!
Mało się kanapką nie udławiłam! Tak trzymać!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu


Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: ona

PostWysłany: Pon 17:46, 18 Paź 2010    Temat postu:

Ręka jego małżonki wystrzeliła w powietrze by po chwili walnąc go prosto w nos. Dammerig zatoczył się do tyłu, boleśnie upadając na krzesło. Wściekła Sabina podeszła do niego i zamachnęła się kilka razy trzymanym w ręku kostiumem.
- Czyś ty kurwa do reszty oszalał?- wydarła się.- Ja mam to włożyc? Chyba ci do reszty odj***** debilu!- powiedziawszy to wymaszerowała z podziemii trzaskając drzwiami. Gdy wychodziła z lustra w gabinecie ujrzała, zwabione krzykami przyjaciółki.
Spojrzała na nie spode łba, po czym z furgotem odsunęła fotel i zagłębiła się w papiery.
-Sabinaaa? – ośmieliła się zapytac Wiedźma.- Dobrze się czujesz? Masz nienaturalnie krwawe policzki.-
- Nic mi nie jest.- odpowiedziała dyrektorka.
- Na pewno?-dopytywała się Katarzyna.
- Bo wiesz, że zawsze możemy ci pomóc...- dodała Magda.
W Sabinie zagotowała się krew.
- Nic mi kurwa nie jest, ponadto że mojemu mężowi całkowicie odwaliło!Ja nie wiem, czy wszyscy faceci muszą przechodzic kryzys wieku średniego?!
- Erik ma ledwie po trzdziestce.- zauwazyła librecistka.
- Właśnie! A wiesz co dzisiaj wymyślił? Że będziemy się pieprzyc w strojach sodo maso w jego podziemiach i kazał mi włożyc to?!- wyciągnęła kawałek lateksu z szuflady.
Przyjaciółki popatrzyły zdziwione, po czym jak jeden mąż zaczeły się śmiac. Drzwi gabinetu otworzyły się a do środka wsunął się Franek na niebotycznie wysokich szpilkach a zaraz za nim Tomek Pacyków.
- Och widzę, że trzyma pani moje wdzianko!- wykrzyknął projektant. – Podobało się?
Magda podeszła do projektanta, zasłaniając mu widok na rozeźloną dyrektorkę.
- Panie Pacyków, bo ja mam pewną sprawę, mogę na minutkę?- zapytała
- Ależ proszę.!
Franek ucałował dziewczyny, po czym zasiadł na kanapie uśmiechnięty jak zawsze. Czarne loki opadały na plecy. Dzisiejszego dnia miał na sobie czerwony kostium z wyciętym żakietem w kwiaty.
- Jak tam misiaczki?Sabciu kochana nie denerwuj się, słychac cię było w recepcji. Co to dzisiaj w powietrzu, że się wszyscy kłócą? Borcherty na dole w bufecie tak głosno konwersują, że się pani Grzybowa żegnała.
- Pewnie Aga przekonuje Thomasa do stroju. – powiedziała Wiedźma.
- Jestem ciekawa jak jej idzie...- zachichotała Kaśka.


Kilka chwil później w bufecie Thomas czerwony jak piwonia wylewał żale do swej małżonki, która ze stoickim spokojem popijała ekspresso.
- Ja nie będę tego nosił!- pieklił się- Czy ty wiesz jak ja się czuje? Naaaaaaaaaaagi! Jakby ciebie ktoś wystawił na widok publiczny tak obnażoną, byłabyś zadowolona?- zapytał.
Agata spojrzała na męża, odkładając filiżankę na spodek. Grzybowa z zaplecza słuchała co też mu odpowie. Musi wszystkie plotki przekazac Winterminie.
- Kochanie ależ ty nie jesteś nagi, masz odpiąc tylko kilka guzików. – odpowiedziała spokojnie.
Borchert zmierzył ją wściekłym spojrzenien szaro- niebieskich oczu. Czuł, że każdy skrawek ciała pulsuje mu z poczucie nieuzasadnionej furii.
- Nie pokazywał nikomu mojego ciała.!- wykrzyknął niczym rewolucjonia.- Ono jest moje!
- To znaczy, że do łóżka będziesz chodził w ubraniu? Thomas nie rozumiem cię.
- Nikt mnie nie rozumie mam się obnażac, publicznie wtedy będzicie zadowoleni, niedoczekanie!- powiedziawszy to wyszedł rozeźlony na korytarz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EineHexe
Uwoholiczka z misiem


Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: To tajemnica
Płeć: ona

PostWysłany: Pon 18:32, 18 Paź 2010    Temat postu:

Pani Borchert westchnęła głęboko i spokojnie dopiła kawę. Tymczasem wściekły Borchert wpadł w foyer na jakiegoś wysokiego, szczupłego faceta.
- Przepraszam - burknął.
- Nic się nie stało - odparł spokojnie mężczyzna.
Grzybowa, zmierzająca do gabinetu librecistki z kilkoma porcjami sernika na kruchym spodzie, łypnęła zza pleców ochroniarza, zlustrowała nieznajomego od góry do dołu, po czym wsunęła się razem z tacą do pobliskiego schowka na szczotki. Postawiła tacę na stołku, z kieszeni nylonowego fartucha zaś wyłowiła telefon i połączyła się z przyjaciółką.
- Wintermino? To ja, Gienia Grzybowa! Ty wiesz, że ten kochaś tej nowej tłumaczki przyszedł do teatru? W biały dzień, wstydu nie mają. Co? Nie, on zagraniczny. Nieee, żaden Szkop, ciemny taki i tymi oczyskami czarnymi łypie, pewnie jakiś Arabus. Co? Alkajda? Terrorysta?! No może... Bo to się dziwne rzeczy w teatrze dzieją, strzelają, dekoracje lecą... że co? Moralne? Nie słyszę cię, mów głośniej! Aaaa, normalne! Ale ludzie walą, taka sensacja, mówią. Nie, trupów zadnych, pan Kruciński, święty człowiek, tylko guza ma na głowie, a to dziwadło od librecistki za parę dni ze szpitala wychodzi. No, sernik na kruchym u mnie zamówiła dla niego, ten co jej tak smakuje! Całą blachę! Zapasie się znowu jak nic, ty zobaczysz! Co? Czekaj, zaraz wyjrzę... No idą, Arabus i tlumaczka, do wyjścia go odprowadza... czekaj, chyba się umówili, ale nie słyszę co mówią. To ja polecę z tym sernikiem do Kroegerowej, będę lepiej słyszała. No, Bóg z tobą, Wintermnko, na razie.
Grzybowa wytoczyła się ze schowka na szczotki i celowo wolnym krokiem jęła promenować obok zatopionych w rozmowie Talikatousa i Katarzyny.
- To do zobaczenia wieczorem - Talikatous ucałował dłoń tłumaczki.
- Do zzobaczenia - odparła z uśmiechem.
Talikatous odszedł, Katarzyna zaś stała jeszcze przez chwilę na korytarzu, walcząc z objawami lekkiego rozanielenia. Wreszcie odwróciła się... i niemal wpadła na Grzybową, która wciąż jeszcze nie doszła do gabinetu Wiedźmy.
- Pomóc pani w czymś? - zapytała z jadowitą słodyczą tłumaczka.
- A nie, poradzę sobie, tylko pani mi drzwi otworzy - Grzybowa zamrugała małymi oczkami z wyrazem absolutnej niewinności.
Władysław Warneńczyk siedział na klubowym, skórzanym fotelu, nerwowo podrygując nogą.
- Władek, przestań - powiedziała Jadwiga, malująca właśnie paznokcie u rąk na kolor morderczej czerwieni.
Warneńczyk posłusznie przestał, za to zabębnił paznokciami o szklany blat stolika przed sobą. Jadwiga wzdrygnęła się i niechcący przejechała pędzelkiem przez trzy białe palce, zostawiając na nich szkarłatną krechę.
- WŁADEK!!! - ryknęła, odstawiając z trzaskiem lakier na stolik.- Widzisz coś narobił, kretynie?! Ponad pięćset lat, a dalej zachowujesz się jak narwaniec!!! Nawet twój własny zgon cię niczego nie nauczył!!!
Warneńczyk zrobił minę zbitego spaniela.
- Wybacz, skarbie, ale przez tego cholernego Gęsickiego nabawiłem się nerwicy. Wiesz, że juz ma zwolenników? Wiesz? I kręcą coś na Draczyńskiego i ten cały teatrzyk w którym pracuje.
Jadwiga, która zdążyła oczyścić palce i wrócić do lakierowania, zamarła.
- Co powiedziałeś?
- No, na Jakuba Draczyńskiego coś pla...
- Nie to głąbie, to drugie!
- Że teatrzyk?
Andegawenka wyciągnęła oskarzycielską dłoń w kierunku męża, trafiając trzymanym w niej pędzelkiem w czubek jego nosa.
- Nie waż się tak mówić o Otchłani! Teatrzyk, też coś, najlepszy teatr muzyczny w mieście! Poza tym lubię Jakuba, dlatego przestań siedzieć na dupie jak kloc i zrób z tym coś! Z Gęsickim i tym całym... jak mu tam... de Peyracem co się kręci koło teatru.
- Ale co? - Warneńczyk rozłożył ręce, po czym potarł czubek nosa, zdobny teraz w czerwoną kropkę.
- Po kim ty wziąłeś intelekt, ćwoku? - prychnęła Jadwiga. - Jagiełło to był prawdziwy facet i miał łeb na karku, Sonka też niegłupia, a ty tępy jak pal. Gdyby nie ja, byłbyś wycieruchem, a nie królem! Wołaj Jakuba, ja ściągnę paru ludzi i coś się wymyśli.
Warneńczyk westchnął żałośnie.
- Najpierw Oleśnicki mówił co mam robić, teraz ona... Co za los...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emerencja
Graf Taaffe


Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: ona

PostWysłany: Pon 18:43, 18 Paź 2010    Temat postu:

A tak przy okazji, tutaj idzie dalej, a na filmwebie stanęło na 400-ym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EineHexe
Uwoholiczka z misiem


Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: To tajemnica
Płeć: ona

PostWysłany: Pon 18:53, 18 Paź 2010    Temat postu:

Mhm... Bo niejaka Cyferka nie dodała swojego :>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emerencja
Graf Taaffe


Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: ona

PostWysłany: Pon 18:56, 18 Paź 2010    Temat postu:

To musisz jej przypomnieć. Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu


Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: ona

PostWysłany: Wto 11:29, 19 Paź 2010    Temat postu:

Zapadał zmierzch, na Pola Marsowe w Chorzowie ze świestem opon zajechały dwa czarne wozy, z jednego z nich wysiadł wysoki mężczyzna pod sześdziesiątkę z kobietą u boku.
Geoffrey de Peyerac poprawił stalowoszary krawat, łypiąc na towarzyszącą mu madame Cherie.
- Żefhreee- westchnęła Kunegunda- Po co mnie pan tutaj przywiózł?
- Mamy spotkanie z prezesem Gęsickim.- odpowiedział ciągnąc ją ku czarnemu BMW. Z jego środka wyłonił się blady Zenon Bobro w towarzystwie młodego ciemnowłosego chłopaka i Prezesa.
Dwóch mężczyzn stanęło ze sobą niemalże twarzą w twarz, gdyż de Peyerac musial pochylic się do mięrzącego 164 na celge prezesa Gęsickiego.
- Mamy wspólne interesy!- wybełkotał Prezes.
- Mianowicie?- zapytał hrabia, lekko znudzony. Od dwóch dni był nie w formie, w nocy bardzo marzł i marzyła mu się pożądna dziwka a nie te stare pudła, które podsyłała mu madame Cherie. Jeszcze Lukas, był coraz mnie skory do wypełniania ich misji. A przecież musi być jakiś sposób, żeby uratowac Erika przed tą suką z piekła rodem.
Prezes wypiął pierś, po czym nadął się jeszcze bardziej.
- Pomogę panu zniszczyc dyrektorkę, która omotała pańskiego syna, pod pewnymi warunkami. – odpowiedział zadowolony, że brzmi tak dostojnie i po prezesowsku.
Och jakże marzył, żeby Tusk przestał być premierem i żeby samemu zasiąsc u władzy! Tak, on był urodzony prezesem, podobnie jak jego brat Mścisław, którego zniszczyły te hieny z partii Tuska. Ale on miał na niego haka, wiedział iż Donald, tak naprawdę jest bratem ciotecznym Putina. I on Prezes go zlikwiduje, albowiem nie nazywałby się Gęsicki jakby tak nie było.
- Jaki pan ma w tym interes panie Gęsicki?- zapytał niedowierzająco Geoffrey.
- Jestem Prezesem Gęsickim! Nie żadnym panem! Chcę odzyskac władzę, którą Dammerig razem ze swoimi pomiotami szatana chcą mi odebrac!- zabulgotał
- Żona mojego syna, ma aż taką władzę? Raczy pan żartowac...- poprawił się.- Raczy prezes żartowac!
- Tak! Ona ma sprzymierzeńców u moich największych wrogów i sprzyja krwiożerczym bestiom, które chcą zawładnąc Polską! Pomszczę Mścisława za wszelką cenę! Polska dla Polaków!- zakrzyknął
Hrabia popatrzył z niesmakiem, na bulgoczącego Gęsickiego. Ten idiota może mi się przydac.
- Zgoda panie prezesie!- podał mu prawą dłon. Pakt został zawarty.

Poprawiłam się! xD


Ostatnio zmieniony przez cyferka dnia Wto 11:52, 19 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.uwekroeger.fora.pl Strona Główna -> Karmel i czekolada Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin