|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Czw 9:38, 16 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Rozumiem, że w charakterze nagrody będzie np. autograf Blondyna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Czw 17:53, 16 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Jeśli Uwe będzie tak miły i rzuci się na naszą pastwę we Wiedniu, to owszem :D
|
|
Powrót do góry |
|
|
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Czw 20:45, 23 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Słuchajcie, organizuję wyprawę w poszukiwaniu wstrętnego Wena Wiedźmy i szukam ochotniczek!
Ostatnio zmieniony przez emerencja dnia Czw 20:45, 23 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Nie 13:08, 26 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Ja na razie jadę na wyprawę w odnalezieniu Valjeana w Bodziu, więc pasuje...
Poza tym mam tak pieski, humor, że wen ode mnie ucieka na kilometr...
|
|
Powrót do góry |
|
|
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Nie 22:11, 26 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Mam nadzieję, że ta niemoc twórcza długo jednak nie potrwa.
Przerwałyście w takim ciekawym momencie...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vesper
Napoleon
Dołączył: 18 Sie 2010
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: prowincja warszawska Płeć: ona
|
Wysłany: Śro 20:19, 29 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Zaczęłam dziś czytać od początku i chociaż w pierwszej chwili średnio mi się podobało, to potem wciągnęłam się :) Chyba się dziś nie wyśpię...
|
|
Powrót do góry |
|
|
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Czw 19:15, 30 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
A ostrzegałam...
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Pią 1:22, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ludu, mój ludu, raduj się, albowiem ten tłusty facet z cygarem powrócił i strząsnął mi popiół na głowę. Wen was here! (nie bez pomocy ze strony Cyferki).
Następnego dnia wciąż ogłuszona Sabina i Jakub opuścili Mielec, nie odnalazłszy prezesa. Informatorzy donieśli, że widziano nieumarłego polityka w towarzystwie jakiegoś Krapiszewskiego, wyjeżdżających samochodem w stronę Krakowa. Dyrektorka wpadła do teatru, gdzie najpierw odbyła długą i poufną rozmowę z małżonkiem, który od wczesnego poranka, odziany w chiński szlafrok, zapamiętale bębnił w organy w podziemiach. Potem przejrzała pocztę, gromkim śmiechem skwitowała jakąś niedorzeczną ofertę wykupienia Otchłani przez, jak się wyraziła, "tego starego cymbała" i podyktowała asystentce odpowiedź. Tymczasem nieco ukojony Erik wyszedł w końcu z lochów i pojechał do domu.
Około drugiej po południu do apartamentu de Peyraca przyniesiono pocztę. Składała się na nią jedna koperta, z nadrukiem Teatru Otchłań. Geoffrey rozerwał ją zachłannie i rozłożył kartkę papieru. W miarę lektury bladł i czerwieniał na przemian.
- Niedobrze - mruknęła Montmorency, kładąca świeżą warstwę żółtego lakieru na paznokcie. - Chyba się nie zgodziła...
Geoffrey spazmatycznie zmiął w dłoni list.
- To oznacza wojnę z nimi obojgiem - oznajmił stłumionym z gniewu głosem. - Panie Talikatous, dziś wieczorem idziemy do teatru. Gra się rozpoczęła!
Tego wieczoru Otchłań wystawiała Les Miserables, z Januszem Krucińskim w roli głównej. Pół godziny przed spektaklem hall i foyer były jak zwykle pełne ludzi, a prasa brukowa z zacięciem polowała na Oleandra i Jęczykównę, gwiazdy teatru Raj, którzy lśniąc wieczorowymi kreacjami, płynęli po czerwonym chodniku. Panna Jęczyk, oprócz mocno wydekoltowanej kiecki, zadawała również szyku długaśnymi sztucznymi rzęsami, których pozazdrościłaby niejedna drag queen.
Nagle, ponad przytłumiony gwar kulturalnie ściszonych głosów, wzbił się donośny łomot zamykanych drzwi, a za nim żałosny męski okrzyk.
- Ależ Kruszyno!
Wszystkie głowy zwróciły się w kierunku wejścia do foyer z administracyjnej części teatru, bo to one tak gwałtownie się zatrzasnęły. A tam, po czerwonym chodniku, maszerowała purpurowa ze złości librecistka w stroju wieczorowym, za nią zaś dreptał Uwe, wyglądający jak spaniel zbity własną kością.
- Czekoladko moja... - jęknął.
- Zamknij się, Kroeger - warknęła Czekoladka, nie odwracając się.
Tłum zafalował. Ludzie, wiedzeni pragnieniem taktownego zachowania odwrócili się, udajac że nie patrzą i nie słyszą, a w ogóle to są strasznie zajeci wszystkim innym. Tymczasem wściekła librecistka doszła niemal do drzwi widowni.
- Panie Kroeger! - jakaś nastolatka przedarła się przez tłum. - Czy mogę prosić autograf?
- Nie teraz, przyjdź po spektaklu - odparł Uwe z roztargnieniem, skupiony na tym by dogonić małżonkę. - Ewuniu!
- Nie ewuniuj mi tu! - wrzasnęła pani Kroeger, odwracając się do męża i biorąc jednoznaczny zamach torebką, trzymaną w rękach. - W ogóle się do mnie nie odzywaj, nadęty, gwiazdorski półgłówku!
- Ale przecież już przeprosiłem... - wymamrotał Uwe, skubiąc mankiety eleganckiego, czarnego garnituru. - Nie wiem o co ten cały szum...
- Nie wiesz?! - Kopertówka z lakierowanej skóry pacnęła w nastroszoną blond czuprynę. - Nie wiesz?! Ja ci dam nie wiesz!
Kroeger zasłonił się rękami.
- Ludzie patrzą! - jęknął.
- To niech patrzą! Przecież to, kurwa, lubisz! - ryknęła pani Kroeger, aż zadzwoniło w foyer. - Mówiłam ci tyle razy, zadnego wpuszczania kamer do domu, a ty umawiasz wywiad za moimi plecami?!
Zamachnęła się jeszcze raz i jęła okładać meża po wzniesonych rękach.
- I jeszcze się rozłączyłeś, ty bobku rosołowy, kiedy cię o to zapytałam! Zełgałeś ze nie możesz rozmawiać! Bateria ci się, kurwa, skończyła! Ta którą przez całą noc ładowałeś!!!
- Kruszynko, proszę... - Uwe był bliski łez.
Przyglądająca się zajściu fanka miała oczy wielkie niczym deserowe talerzyki, a w przejściu między hallem a foyer tłoczyli się powstrzymywani przez ochronę paparazzi.
- Nie proś! - warknęła pani Kroeger. - Olałeś mnie!Olałeś MNIE! Rozumiesz?! Czy mam ci to młotkiem w ten tleniony łeb wbić?!
Uwe się wyprostował i odetchnął głęboko.
- Czy możemy już iść na spektakl..? - zapytał, usiłując brzmieć spokojnie, co nie bardzo mu wychodziło.
- Spierdalaj, panie "cenię sobie swoją prywatność! - wrzasnęła Wiedźma, głosem tak strasznym, że wszyscy w foyer umilkli. - Mam cię dosyć!
Usta Uwe wygięły się w żałosną podkówkę.
- Młoda! - Wiedźma podeszła do fanki. - Gdzie siedzisz?
- Dostawka w przejściu w piątym rzędzie - odparła zaskoczona dziewczyna.
- Masz farta, bo zwalnia się miejsce koło pana Kroegera, w loży. Zamieniamy się - Wiedźma popchnęła pannę w stronę Uwe, jednocześnie wyrywając jej bilet z ręki.
- Łiiii! - ucieszyła się fanka. - Pani jest straszna trochę, ale w dechę lasia! Julia jestem, ale mówią na mnie Juju!
Pan Kroeger, z miną pogrzebową, zaprowadził Juju do loży Usiedli, a on smętnym wzrokiem patrzył jak jego żona ostentacyjnie mości się na dostawce na parterze.
Sabina nachyliła się do jego ucha.
- Uwe, co ta dziewczyna tu robi, dlaczego Wiedźma cię lała i czemu odgniata tyłek na dostawce? - szepnęła.
- To długa historia... - westchnął Uwe smętnie.
- Kryzys małżeński - mruknęła Katarzyna do Magdy kątem ust.
- Pan się nie martwi, jej przejdzie - Juju poklepała go po kolanie. - Na pana to się nie można gniewać, serio.
Wreszcie rozpoczęło się przedstawienie. Młody technik za kulisami, piszący gorącego esemeska do dziewczyny, nie dostrzegł czarnej sylwetki wspinającej się wysoko między liny nad sceną.
Valjean stał na środku sceny ze srebrami biskupa w dłoniach, wzbijając się właśnie wokalem na niebosieżne szczyty skali, kiedy coś zgrzytnęło i wielki ciemny kształt runął na scenę, nokautując głównego bohatera. Po widowni poniósł się okrzyk zgrozy. Sabina, Jakub i Erik wyskoczyli bez namysłu z loży na korytarz i pognali za kulisy, Uwe za nimi. Juju siedziała na swoim miejscu z szeroko otwartymi ustami. Na parterze Wiedźma z wrażenia zleciała z dostawki z głośnym hukiem.
Zapuszczono kurtynę.
Janusz Kruciński siedział obok worka z piaskiem i trzymał się za głowę.
- Panie Januszu, nic panu nie jest? - Sabina była bielsza niż opłatek.
- Chyba nie - powiedział niepewnie. - Ale moja głowa!
- Przepraszam, jestem lekarzem, proszę mnie przepuścić! - czarnowłosa kobieta przepchnęła się przez mały tłumek, do którego dołączył Oleander.
- Carmen! - krzyknęły jednogłośnie Wiedźma i Sabina. - Z nieba spadasz!
Doktor Ortega spokojnie zbadała Janusza Krucińskiego.
- Nic mu nie jest, jak sądzę, tylko stłuczenia, ale lepiej to sprawdzić w szpitalu. No i poobsewować, pod kątem ewentualnego wstrząsu mózgu.
Jakub, opanowany jak zwykle, wyszedł przez kurtynę.
- Proszę państwa - jego głos był dźwięczny i pewny. - Prosimy o pozostanie na miejscach. Doszło do wypadku, w którym niegroźnych obrażeń doznał nasz Valjean, Janusz Kruciński. Jego zastępca zaraz będzie gotów by kontynuować spektakl. Proszę o odrobinę cierpiwości.
Po chwili zjawiła się ekipa pogotowia, pod dowództwem młodego doktora Czejzińskiego i zabrała poszkodowanego do szpitala.
- Jakub, co ty pieprzysz? - Sabina rzuciła się na Draczyńskiego. - Nie mamy teraz żadnego zastępstwa!
- Ja mogę zagrać! - Oleander wypiął odchudzoną pierś. - Żaden problem!
- On? - Magdalena, Katarzyna i Wiedźma odezwały się jednocześnie.
- Sabina, albo on, albo zwracamy kasę za komplet biletów - rzekł Draczyński.
- A moze Uwe? - zapytała dyrektorka słabo.
- Raczej nie - rzekł dyplomatycznie Jakub. - Popatrz tylko.
Promienny zazwyczaj blondyn, tym razem wyglądał jak kupka rozbitego nieszczęścia, wpatrzona błagalnie w ostentacyjnie odeń odsuniętą żonę.
Sabina westchnęła.
- No dobra. Oleander, zasuwaj za kulisy, przebrać się. Uratujesz ten spektakl to ci dobrze zapłacę.
- Upiekę karkówkę ze śliwkami - podsunęła kusząco Katarzyna. - Będzie calutka dla ciebie!
- Cała to nie, jestem na diecie... - Oleander spuścił oczy. - Dobra, już mnie nie ma!
Wesolutki zniknął za kulisami.
Uwe usiłował chwycić Wiedźmę za rękę, za co zarobił torebką w łeb.
- Widzę tu następnego kandydata do wstrząsu mózgu - mruknęła Magdalena.
Kręcąc tyłkiem jak na zawiasach madame de Montmorency opuściła szpitalną izbę przyjęć i udała się do stojacego po przeciwnej niż szpital stronie ulicy samochodu.
- Nic mu nie jest - zaraportowała. - Same potłuczenia i nic poza tym.
Geoffrey, siedzący po stronie pasażera, uśmiechnął się pod nosem.
- Zobaczmy co w teatrze - mruknął.
Wcisnął przycisk na niewielkim odbiorniku stojącym na desce rozdzielczej. Z głośnika zabrzmiał głos Valjeana.
- O pechunio, mają zastępstwo - skomentowała Montmorency. - Coś nam chyba nie wyszło za bardzo.
- Nie przejmowałbym się tym - mruknął de Peyrac, wyjmując zza pazuchy list. - Ktoś nam to włożył za wycieraczkę. Nieumarły prezes Gęsicki składa propozycję nie do odrzucenia.
- On został wampirem?! - Montmorency pobladła. - Matko Boska kochana i Chrystusie Niebieski!
Geoffrey uśmiechnął się, jego białe zęby zalśniły drapieżnie w półmroku.
Ostatnio zmieniony przez EineHexe dnia Pią 1:23, 01 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Pią 21:37, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
No, nareszcie! Mam nadzieję, że ten facet zagości wreszcie na dłużej.
Mam nadzieję, że macie już plan na ciąg dalszy, bo robi się coraz ciekawiej...
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Pią 21:43, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Cyferka widzę, ciągu dalszego, przez się napisanego nie dała. Nadrabiam niedopatrzenie.
Oleander ucharakteryzowany na galernika wszedł w zamian za poszkodowanego poprzednika, który został odwieziony do szpitala w asyście librecistki i Jakuba.
Uwe chciał jechac z małżonką, lecz jej mina skutecznie ostudziła jego zapał.
Sabina z Magdą i Kaśką w stresie zasiadły w loży, gdzie JuJu zdążyła obrgryźć już landrynkowy lakier do paznokci.
Akcja ruszyła w momencie, w którym Jean Valjean kradnie biskupie srebra, ku uldze pracowników, nic nie spadło na głowę zastępczego aktora.
Akcja szła gładko aż do momentu pierwszych wybuchów na barykadzie. Broń z której strzelali rewolucjoniści wypaliła w stronę publiki, naboje okazały się prawdziwe i tak kula ze świstem przeleciała przez balkon, po czym utkwiła w ramieniu Uwe. Na scenie nikt tego nie zauwazył, również publika na parterze niczego nie dostrzegła.
Kroeger złapał się za ramię, najbliżej niego siedziała JuJu, która wszczęła alarm, szybko uciszona przez Jakuba. Erik pomógł Uwe wyjśc, Kroeger trzymał się dzielnie ale przy schodach nagle opadł z sił.
- Weź go na ręce!- podpowiedziała Magda
Erik z niejakim wysiłkiem targnął nieprzytomnym Uwe, sadowiąc go na swoje plecy i niczym Valjean z Mariusem zniósł go na sam dól. Towarzystwo zniknęło w windzie a później boczną drogą wywieźli ofiarę zamachu do szpitala.
Uwe został przewieziony na salę operacyjną, gdyż kula uszkodziła ścięgna i zagłębiła się w mięśniu przedramienia tuż nad kością.
Sabina wpadła na korytarzu na librecistkę.
- Nie powinnaś być na premierze?- zapytała zdziwiona Kroegerowa. – Januszowi nic nie jest, ma tylko kilka siniaków i pojechał z żoną do hotelu.
- Wiedźmo, może lepiej usiądź.
- Dlaczego?! Co się stało!
- Uwe postrzelono, jest na sali operacyjnej, wyciągają mu kule. – odpowiedziała
Librecistka osunęła się na krzesło zupełnie bez życia.
Magda pospieszyła z piersiówką w której miała cwiartkę, czegoś mocniejszego.
Przebudzona pisarka, zamrugała oczami wpatrując się w trzy przyjaciółki.
- Uwe!- zerwała się i gdyby nie dziewczyny, wpadłaby na salę.
- Nic mu nie jest, kończą go operowac.- odpowiedziała Katarzyna
- Ale jak? Gdzie? Kto?
- Powstańcy na barykadzie.- odpowiedziały unisono Katarzyna i Magda.
- Aktorzy? Nic nie rozumiem.
- Ktoś im podmienił strzelby i w środku były prawdziwe naboje, jeden przesmyknął się jakoś i trafił twojego męża.
- Mój biedny Karmelek a ja byłam dzisiaj dla niego taka niedobra, a jeśli coś wyjdzie nie tak?!- librecistka ryknęła płaczem.
- Wszystko będzie dobrze, nie dramatyzuj to nie jest operacja zagrażająca życiu. – westchnęła podminowana Sabina- Pytanie co zrobimy, żeby to się nie powtórzyło i jak dopasc tego świra...?!
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Pią 23:21, 01 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
I moja porcyjka.
- Ja wiem kto to jest - rzekł Erik posępnie. - I wiem czego chce.
Podniósł dumnie głowę.
- Nie dostanie tego - powiedział. - Nie zwykłem ulegać pogróżkom.
Zgromadzone panie patrzyły na niego jak zahipnotyzowane, nawet Wiedźma poniechała szlochania w chusteczkę.
Spektakl dobiegł końca. Oleander, ku uldze Sabiny spisał się nieźle, publiczność była zadowolona. Wiedźma dała się wywlec ze szpitala i odwieźć do domu, nie bez lekkiego oporu i staowczej deklaracji ze strony lekarza, że o tej porze nikogo już nie wpuszczą na salę.
W środku nocy Erika obudziło ciche szczęknięcie, tak, jakby ktoś po ciemku potrącił jakiś przedmiot, po czym ostrożnie go postawił. Dammerig sięgnął pod materac łóżka i wyjął stamtąd punjaba, którego zaczął ostatnio nosić przy sobie na wszelki wypadek.
- Mmm? - Sabina otworzyła jedno oko. Erik przyłożył palec do ust, nakazując jej ciszę i bezszelestnie wstał.
Nasłuchiwał przez chwilę, dopóki jego czułe ucho nie wychwyciło poskrzypywania podłogi w hallu. Wyjrzał zza futryny, starając się pozostać jak najmniej widocznym. Hall był pusty.
- Mnie szukasz? - głos który rozległ się za jego plecami był cichy, ale dla Erika równie dobrze mogł być salwą z karabinu. Dammerig odwrócił sie gwałtownie.
Przed nim stał Geoffrey de Peyrac, spowity w długą, czarną pelerynę.
- Zrób czego chcę, albo zamienię twoje zycie w piekło - rzekł, ledwie dosłyszalnie. - Twoje i twojej rodziny.
Erik zamachnął się punjabem, ale Peyrac, uprzedzając go, szerokim gestem zarzucił pelerynę niemal na jego głowę, potem chwycił go za szyję i ścisnął mocno. Erik stracił przytomność.
Katarzyna spała źle, męczona nieprzyjemnymi majakami, w których ktoś ją gonił, ciskając w nią kołkami oraz wlekąc ku czerwonej kanapie. Po kolejnym koszmarze z tego cyklu obudziła się, w chwili, gdy osobnik w dziwacznej peruce nachylił się nad nią kłapiąc zębami.
Zorientowawszy się, że przebywa na jawie, a osobnik zniknął bezpowrotnie, usiadła w pościeli, odetchnęła głęboko, po czym stwierdziła, że musi się napić. Czegoś mocniejszego. Wylazła więc z pościeli i poszła do kuchni. Wyjęła z szafki szklaneczkę koktajlową, z lodówki butelkę malibu i nalała sobie hojną porcyjkę. Upiła trochę i westchnęła, czując, ze swiat wraca na wałaściwe tory.
- Nigdy więcej - mruknęła, kierując się w stronę pokoju. - Nigdy więcej tłumaczenia czegokolwiek Dzikorożcowi. Przez niego tracę równowagę umysłową.
Stanęła na progu sypialni i kolana się pod nią ugięły, a dłoń trzymająca szklankę zadrżała. Na jej łóżku, w jej pościeli, rozpierał się Edward Krapiszewski, w rozpiętej koszuli, dumnie prezentując migoczący tors.
- Tęskniłaś, najdroższa? - zagruchał, unosząc się na łokciu.
Katarzyna odstawiła koktajl na stolik.
- Won stąd, gnido - zażądała.
- Gorąca jak zwykle - złożył usta w obleśny dzióbek. - Ale teraz nikt ci nie pomoże. Jesteś na mojej łasce.
Wredna myśl zaświtała w głowie tłumaczki.
- Poczekaj - rzekła Katarzyna słodko. - Ogarnę się trochę, dobrze?
Udała się do łazienki, a rozanielonyKrapiszewski rozciągnął się na łóżku.
Po chwili tłumaczka pojawiła się w progu, chowając coś w dłoni.
- Gotów? - zapytała.
- Chodź do mnie! Kusicielko ty!
Podeszła. Usiadła na krawędzi łóżka, pochyliła się nad Krapiszewskim, a on wystawił usta do pocałunku. Wtedy Katarzyna rozpyliła na nim pachnącą substancję z trzymanego w dłoni flakonika. Skóra wampira pokryła się czerownymi plamami i jęła dyymić.
- AAAAAAA! - Krapiszewski zerwał się z łóżka i jął skakać po pokoju. - Co ty mi zrobiłaś? Co to jest?!
- Perfumy z werbeną - rzekła Katarzyna słodko.
- Pożałujesz! - zabulgotał, rozpływając się w zieloną mgłę. - Jeszcze będziesz moja!!!
Wypłynął przez lufcik. Katarzyna szczelnie zamknęła okno, po czym przystąpiła do zdejmowania pościeli, obiecując sobie, że ją spali.
-...erik ...erik Erik!
Dammerig otworzył oczy.
- Sabcia? - zapytał słabo.
Sabina, na której kolanach spoczywała jego głowa, obsypała jego twarz gradem pocałunków.
- O Boże, odzyskałeś przytomność! Tak się bałam!
Tknięty nagłą myślą Erik usiłował gwałtownie wstać.
- Dzieci! Geoffrey tu był! Ojciec! Zabiję bydlaka!
Przycissnęła go łagodnie, ale stanowczo do ziemi.
- Leż, nie wstawaj jeszcze. Z dziećmi wszystko w porządku, sprawdziłam.
Uniósł się i wtulił twarz w jej piersi.
- On to zrobi, Sabciu - powiedział bezradnie. - Nie da nam spokoju, dopóki z nim nie odejdę. Musimy coś zrobić.
Przytuliła go mocno.
- Spokojnie, kochanie - rzekła, a w jej głosie dźwięczała stalowa pewność. - Pozbędziemy się go.
Uwe obudził się o poranku, zdecydowanie nie wiedząc gdzie jest. Bolała go ręka, jak wszyscy diabli, powietrze pachniało jakoś dziwnie, nie kawą, perfumami Wiedźmy i niemowlęcymi kosmetykami a do tego było zielono. To nie był dom, stwierdził. Bardzo zdecydowanie nie.
Otworzył szerzej oczy i skonstatował, że wszechobecna zieleń, jest zielenią szpitalną.
- Słoneczko - zakwiliło coś niedaleko.
Przekręcił głowę i ujrzał siedzącą przy łóżku Wiedźmę, wyposażoną w bukiet róż i pudełko z czekoladkami o rozmiarach koła od ciągnika rolniczego.
- Co ja tu robię? - zapytał.
- Postrzelili cię w rękę. Jeden ze statystów miał strzelbę nabitą na ostro, ktoś musiał zamienić. ale wszystko dobrze, nic ci nie będzie, Karmelku najdroższy! - Wiedźma bardzo sie starała nie popłakać z rozczulenia.
Tymczasem Uwe wracała pamięć.
- Teraz to Karmelku i Słoneczko, tak? - rzekł z przyganą. - A kto mnie wczoraj torebką po głowie prał? I to publicznie?
- Pppp... przepraszam - siąknęła nosem. - Ale wiesz, jak nienawidzę wywiadów w domu i takich tam... Przecież ci mówiłam...
- No przecież odmówiłem im w końcu - rzekł Uwe łaskawie. - Nie musiałaś robić publicznej chryi. Która - Uniósł zdrową dłoń, palcem wskazującym celując w sufit - stoi w jaskrawej sprzeczności z chęcią zachowania prywatności.
- Moja wina - Wiedźma położyła kwiecie i czekoladki na kołdrze, w nogach łóżka, a własną głowę na piersi męża. - Byłam okropna, przepraszam.
- Wybaczam - rzekł Uwe, powstrzymując się od śmiechu.
- To dobrze - mruknęła. - Żyć bez ciebie nie mogę, wiesz?
Objął ją zdrowym ramieniem i pocałował gdzieś we włosy.
To się dobrze składa, bo ja bez ciebie też - zachichotał.
|
|
Powrót do góry |
|
|
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Sob 21:18, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ludu, mój ludu raduj się wreszcie,
bo Wen Pani Wiedźmy wrócił nareszcie!
Więc my dziękczynne modły składamy
i na ciąg dalszy fanfica czekamy!
Coraz ciekawiej, coraz goręcej...
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Sob 22:28, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Na The End w wielkim stylu...
|
|
Powrót do góry |
|
|
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Sob 22:33, 02 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
No nie żartujcie...
Chyba nie zamierzacie kończyć...
A już taki piękny plan rodził mi się w głowie, jeżeli chodzi o Fanklub...
Ostatnio zmieniony przez emerencja dnia Nie 19:06, 03 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Nie 20:54, 10 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Jaki plan?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|