|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Wto 21:33, 12 Paź 2010 Temat postu: Super romas pióra tandemu Hexe- Luc |
|
|
Daje wam fragment kolejnego dzieua popełnionego przez Hexe i mnie :)
Pożądanie i cnota
Pożądanie…
Miłość to tylko poetyczne określenie pożądania. Ale pożądanie nie mające w sobie nic z poezji nie jest godne zwać się miłością.
Cnota…
Wszystkie modne występki uchodzą za cnoty
Rok 1850- Sanki Petersburg- Carska Rosja.
Cztery kobiety, cztery żywioły. Zwalczają się nawzajem, lecz potrafią się zjednoczyć.
Opowieść o wszystkim co czai się w zakamarkach ludzkiej duszy. Wychodzi z nas wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy.
Bal na którym każdy wkłada maskę, by świat nie poznał jego prawdziwej twarzy.
Służąca cicho wsunęła się do saloniku.
- Pan Nadolny przyszedł, proszę panienki - powiedziała, dygając.
Anastazja Kiryłowa drgnęła i opuściła czytaną książkę na kolana. Ukryty w okładce powieści dla dobrze ułożonych panien pieprzny romans zaczął się niebezpiecznie wysuwać, grożąc demaskacją.
- Dziękuję - odparła, dyskretnym gestem wsuwając książkę na właściwe miejsce. - Poproś
go tu. I podaj herbatę, na pewno zmarzł.
Służąca dygnęła i wyszła.
Anastazja, zwana przez rodzinę Tazzy, westchnęła i spojrzała na lekturę, leżącą na podołku jej zielonej sukni na kremowym spodzie. Bardzo się starała uchodzić za powściągliwą, opanowaną i dobrze wychowaną pannę, której nie w głowie strzelanie oczami do mężczyzn, nie mogła jednak nic poradzić na to że uwielbiała romanse. Ukrywała więc starannie swoją namiętność do tego rodzaju literatury, nie chcąc aby ktoś pomyślał że jest taka jak jej bliźniacza siostra, Konstancja, dla której wieczny pościg za mężczyznami był esencją życia.
Do pomieszczenia cicho wsunął się wysoki blondyn, niesforne loki opadały mu na czoło, jak na ówczesną modę były za długie, lecz właściciel nie przejmował się tym. Pochylił się do Anastazji całując ją w rękę.
- Witaj Anastazjo!- uśmiechnął się, jego bławatkowe oczy zachwycały dziewczynę, chociaż znała go od najmłodszych lat.
Piotr Wiktor Nadolny, drugi syn księcia Michaiła Nadolnego i hrabianki Melanii Barskiej z pochodzenia Polki.
- Mówiłam ci Pietja mów do mnie Tazzy, nie jesteśmy na salonach.- uśmiechnęła się dziewczyna.- Co cię do mnie sprowadza?- wskazała ręką aby usiadł obok niej na fotelu. Mężczyzna rozsiadł się w chwili, gdy wróciła służąca, niosąc w ręce tacę z filiżankami, imbrykiem i ciasteczkami.
Dygnęła posłusznie, po czym opuściła salonik, starannie zamykając za sobą drzwi.
- Tazzy, przyszedłem się pożegnać. Wyjeżdżam do Tarnowa. – odpowiedział, upijając łyk herbaty.
- Tarnowa? A gdzież to jest? – zapytała
- Pamiętasz moich dziadków? Adama i Marie Barskich?
Tazzy przytaknęła głową, Piotr kontynuował.
- Oni mają dworek w Galicji i Lodomerii pod Tarnowem.- wyjaśnił, hrabianka weszła mu w słowo.
- Jedziesz ich odwiedzić? Na długo? Kiedy wrócisz?- dociekała.
- Anastazjo!- podniósł głos, widząc zdumienie przyjaciółki, znowu mówił normalnie.- Daj mi skończyć. Jadę do seminarium. Chcę zostać księdzem.
Dziewczyna zakrztusiła się herbatą, daremnie próbowała zaczerpnąć haust powietrza. Zrobiła się czerwona, machała rękami, próbując odkaszlnąć. Nadolny zerwał się z fotela, stanął za Tazzy i klepnął energicznie w plecy.
- Pietia!? Czyś ty rozum postradał?! Nie możesz! Przecież jesteś prawosławny.
- Jestem katolikiem jak moja matka. Ojciec pozwolił nam wybrać. Postanowiłem, po balu u cara wyjeżdżam.
- Ale, przecież jesteś synem księcia! Nie możesz….
- Ojciec o tym wie, nie jestem jego następcą. Przyszedłem ci tylko o tym powiedzieć, jadę do matki, jest u modystki.
- Ale zobaczymy się jeszcze przed balem?- zapytała z nadzieją. Piotr uśmiechnął się, ukazując rząd równych białych zębów.
- Oczywiście na kuligu. Poza tym nie zapomnę cię, będziemy często do siebie pisać. – uspokoił ją.- A gdzie jest Konstancja?
Hrabianka na wzmiankę o starszej o dziesięć minut siostrze, prychnęła jak kotka.
- Pojechała z Nataszą do modystki. Cieszy się na bal, ja chciałam nie iść ale matka mnie zmusza, powiedziała że nie mogę zostać bo car poczułby się obrażony. Konstancja oczywiście tryumfuje bo chce żebym się upokorzyła. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem tak zgrabna i zwinna jak ona. Ona błyszczy ze mnie się śmieją.. – westchnęła niemalże teatralnie.
- Tazzy, różnisz się od Konstancji ale obie jesteście piękne.
Anastazja westchnęła.
- Mam nadzieje, że na balu będę mogła z tobą zatańczyć?- uśmiechnęła się.- Jak zostaniesz osobą duchowną, nie będzie ku temu okazji.
- Wiesz, że z tobą zawsze. – uśmiechnął się.- Jednakże teraz musisz mi przebaczyć o pani. Matka nie toleruje spóźnień.- zgiął się w parodii dworskiego ukłonu. Uśmiechnął się szeroko, pochylając się nad rączką panny hrabianki.
- Nie błaznuj. Pozdrów ode mnie księżną i Amelie.
- Co tylko rozkażesz. Bywaj Tazzy.- wyszedł z saloniku, zza drzwi słychać było, odgłosy jego kroków na schodach.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Śro 18:27, 13 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Powiem jedno. Brak słów, żeby wyrazić uznanie dla Waszego talentu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Śro 19:42, 13 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Bez przesady :P Jak chcecie dalej to Hexe doda xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
emerencja
Graf Taaffe
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Śro 19:48, 13 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Chcemy, chcemy i prosimy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Śro 20:12, 13 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Dodam ja bo Hexowata ogląda film :P
Częśc 2
Panna Kiryłówna, wyciągnąwszy z półki lekturę przeszła przez drzwi łączące salonik z jej sypialnią. Rozłożyła się na łóżku, zagłębiając się w lekturę.
Czytała przez całe popołudnie, nie nagabywana przez nikogo. Matka wybrała się w odwiedziny do markizy Ludwiki de Montespan, żony francuskiego ambasadora w Rosji. Ojciec nie zjechał jeszcze do miasta na sezon a babcia Witte spała.
Książka nabierała tempa, główny bohater kład właśnie swą ukochaną pośrodku pachnącej pościeli. Pieścił ją, rozbudzając jej ciało.
Drzwi do pokoju trzasnęły w progu pojawiła się Konstancja. Jak zwykle weszła bez pukania. Rozsiadła się na łóżku, strzepując z zielonej sukni niewidoczny pyłek. Rubinowe serduszko, zakołysało się na dekolcie dziewczyny.
- Znowu czytasz te romansidła? Jest jakiś ciekawy fragment?- pochyliła się w stronę siostry. Anastazja czerwona niczym piwonia, zamknęła książkę, chowając pod poduszkę.
- Mogłabyś pukać zanim wejdziesz do mojego pokoju. – warknęła. Konstancja zupełnie zignorowała jej złość.
- Słyszałam, że Pietja był u ciebie czego chciał?- zapytała rozkładając się na łóżku.
- Przyszedł sie pożegnać, jedzie do seminarium.- odpowiedziała Tazzy. – Mogłabyś nie miąć mi sukienki?
-Do seminarium? Nie mów!? Chce zostać klechą? No doprawdy, świat się wali. On syn księcia do seminarium! – oburzyła się Konstancja, szybko podniosła się z łóżka.
- Co cie tak dziwi? Przecież jest bardzo wierzący. Zakochałaś się w nim?
- Ja? Jesteś durna, droga Tazzy i to jak nikt. Ja miałabym się w tym słodkim chłopczynie zakochać? Ja! Konstacja Amelia Kiryłónwa! Mogę mieć każdego, nawet cara.
-Chyba się trochę przeceniasz Konsiu. Piotr nigdy by cię nie pohańbił, bo myśli że jesteś cnotliwa panienką. Sama odmalowałaś mu taki obraz. Nie wie że oddajesz się każdemu kto tylko cię zapragnie i ma odpowiednie ekhmm walory.
- Nie mów że nie myślisz o walorach Pietii, moja cnotko - powiedziała. - Widzę jak na niego patrzysz.
- Jak? – zapytała siostrę.
- Jakbyś miała ochotę złapać go za ten jędrny tyłeczek.- uśmiechnęła się przebiegle niczym kotka.
- Jesteś okropna, jakim cudem jesteśmy siostrami? – Anastazja wstała podchodząc do okna. Wyjrzała przez nie, na ogród okryty białą szata. Wrony krążyły wokół drzew, jak czarne punkciki, na świecie spowitym wszechobecną bielą. Drobinki śniegu, wirowały w powietrzu opadając na ziemię. Samotny płatek niby wydziergany szydełkiem opadł na szybę.
- Ah, Tazzy, Tazzy. Nie obrażaj się. Wiesz jak bardzo cię kocham.- Konstancja przytuliła siostrę. Bliźniaczka nie potrafiła długo się na nią gniewać. Różniły się jak noc i dzień, lecz w głębi serca darzyły się siostrzaną miłością.
- Przepraszam Konsiu, to nie prawda. Nie powinnam porównywać cię do ladacznicy. – odpowiedziała blondynka.
- Nie obrażam się. Wiem, że ty masz romantyczne usposobienie i liczy się ten jeden, jedyny. Romantyczna miłość jak w operach i teatrze. Ale to nie dla mnie.- odsunęła się od siostry, wirując na środek pokoju. – Chcę żyć! Zdobywać mężczyzn, chcę aby padli mi do stóp. Już taka jestem! – zaśmiała się perliście.
Elena Komiagina przeciągnęła się na atłasowych poduszkach.
- Nudno mi - powiedziała trącając nogą wyciągniętą u jej stóp, w poprzek wielkiego orientalnego łoża, postać w sukience. - Fifi, wymyśl coś.
Henri Philip de Martichon uniósł głowę w rudej peruce i otworzył wielkie, niebieskie oczy.
- Co mam ci wymyślić? - zamruczał, lekko schrypniętym głosem. - Zmęczony jestem...
- Znowu rżnąłeś przez pół nocy w karty z babunią Witte? - zapytała złośliwie Elena.
- Owszem - odparł leniwie Henri. - Kiedy nikt z rodziny nie widzi babunia pije jak gąbka, pali jak smok i gra w karty jak zawodowy szuler. Głowę daję, że jest dziś świeża jak pierwiosnek...
Elena zachichotała, po czym zepchnęła Henriego z łoża, używając w tym celu nóg.
- Rusz się - powiedziała siadając. - Zorganizuj jakąś orgietkę, cokolwiek.
Henri wstał, rozcierając obity łokieć i poprawiając na sobie żółtą suknię.
- Będzie kulig u księstwa Nadolnych, mało ci? Święty Pietka idzie na księdza, więc wyprawiają mu pożegnalny balik. Może mają nadzieję, że się rozmyśli - zachichotał.
- Kulig? - oczy Eleny zalśniły. - U Nadolnych? Kochicha nic mi nie powiedziała! Przebrzydła!
Zeskoczyła z łoża i zaczęła tańczyć walca, wirując z impetem.
- Będą niuanse, romanse... - zanuciła. - Musze sprawdzić pocztę, zaproszenie pewnie przyszło, ale wiesz, że ja tego nie czytam.
- Tak, wiem... - mruknął Henri. Spojrzał na drzwi, do których właśnie zapukano. - Wejść!
Artiom, kamerdyner doskonały, lojalny jak nikt, wszedł bezszelestnie do komnaty.
- Pan Sorokin przybył - oznajmił poważnie.
- Dawaj go tu! - zażądała Elena. Henri mościł sobie gniazdo z poduszek u stóp łoża.
Nikołaj Sorokin, trzydziestotrzyletni mężczyzna światowy, wkroczył do komnaty. na jego kształtnych ustach igrał lekki uśmiech, jasne oczy zaś lśniły niezmąconą pewnością siebie.
- Fifi, cóż za kreacja - rzekł melodyjnym, niskim głosem. - Witaj, Eleno!
- Nikołuszka! - rzekła Komiagina radośnie. - Długo jesteś w Pitrze?
- Dopiero wróciłem - odparł. - Bawiłem w Anglii, ale pogoda tam marna, jedzenie podłe, a kobiety brzydkie jak noc.
- Ostrzegałem cię, kiedy wyjeżdżałeś - Henri przyciągnął stopą stolik na kółkach, zastawiony karafkami i szkłem. - Winka może? Mamy tokaj, burgunda, jakieś ukraińskie i coś włoskiego chyba.
- Powinienem był cię posłuchać, Martichon - Nikołaj wziął pierwszą karafkę z brzegu i obejrzał jej zawartość pod światło. Usatysfakcjonowany nalał sobie nieco i popił. - Mmm, niezłe. Nie tkwiłbym w tym pomylonym kraju tak długo. Wyobraźcie sobie - rzekł, siadając na fotelu i kładąc długie nogi na pobliskim stoliku. - Kiedy znalazłem tam jedną urodziwą pannę, okazało się, że jest z Królestwa Polskiego!
Wybuchli śmiechem wszyscy troje.
- Gdzieś z kaliskiej guberni, Łęczyca, czy jak się ta dziura nazywa - kontynuował Nikołaj. - Ucięliśmy sobie niewinny romansik i tylko dzięki temu nie uznaję tego wyjazdu za zmarnowany.
- Znam ja twoje niewinne romansiki - Elena uśmiechnęła się znacząco.
- Ah cara mia! – upił jeszcze jeden łyk ukraińskiego wina. – Trzeba skosztować wody z wielu źródeł, żeby wiedzieć gdzie jest najlepsza.
Nikołaju jesteś jedyny w swoim rodzaju. Potrafisz ubawić mnie do łez, chyba napiszę o tobie wiersz.- zaćwierkał Henri, poprawiając rudy lok opadający mu na nos.
- Fifi nie rób błazenady, idź do swojej komnaty odziej się bo wybierasz się ze mną na podwieczorek do Kiryłówien. Muszę rozmówić się z Konstancją.- Elena kopnęła go w tyłek czubkiem złotego pantofelka. Francuz, poprawił sukienkę. Udając obrazę majestatu uciekł do swoich pokoi.
- Uwielbiam tego twojego francuzika, bawi mnie niezmiernie. – Sorokin uśmiechnął się na poły seksownie na poły chłopięco. Elena, przybrała zachęcającą pozę.
– -Nie było ci mało w Anglii? Ta Poleczka, na pewno nie potrafiła cię obsłużyć.- przybliżyła usta do kształtnych warg Nikołaja.
- Kobiety w Rosji są najpiękniejsze i najlepsze...- popatrzył na nią znacząco, przysuwając usta jeszcze bliżej. Elena odsunęła się rozpryskując czar chwili niczym bańkę mydlaną.
- Myślę że jeśli chcesz iść z nami do domu Kiryłowów, powinieneś już iść.- wstała z łóżka.
– - Po cóż mam zaszczycać dom hrabiostwa? Nie przepadam za herbatkami.- zrobił znudzona minę.
- Zobaczysz się z Konstancją i poznasz jej siostrę Anastazję.- odpowiedziała.
- Czy wyglądam jak amator niewinnych panienek? Nie chadzam do cerkwi ani na wieczorki poetyckie przy herbatce.- zabrał płaszcz z oparcia fotela uśmiechając się do Eleny.
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Śro 20:12, 13 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Panna Kiryłówna, wyciągnąwszy z półki lekturę przeszła przez drzwi łączące salonik z jej sypialnią. Rozłożyła się na łóżku, zagłębiając się w lekturę.
Czytała przez całe popołudnie, nie nagabywana przez nikogo. Matka wybrała się w odwiedziny do markizy Ludwiki de Montespan, żony francuskiego ambasadora w Rosji. Ojciec nie zjechał jeszcze do miasta na sezon a babcia Witte spała.
Książka nabierała tempa, główny bohater kład właśnie swą ukochaną pośrodku pachnącej pościeli. Pieścił ją, rozbudzając jej ciało.
Drzwi do pokoju trzasnęły w progu pojawiła się Konstancja. Jak zwykle weszła bez pukania. Rozsiadła się na łóżku, strzepując z zielonej sukni niewidoczny pyłek. Rubinowe serduszko, zakołysało się na dekolcie dziewczyny.
- Znowu czytasz te romansidła? Jest jakiś ciekawy fragment?- pochyliła się w stronę siostry. Anastazja czerwona niczym piwonia, zamknęła książkę, chowając pod poduszkę.
- Mogłabyś pukać zanim wejdziesz do mojego pokoju. – warknęła. Konstancja zupełnie zignorowała jej złość.
- Słyszałam, że Pietja był u ciebie czego chciał?- zapytała rozkładając się na łóżku.
- Przyszedł sie pożegnać, jedzie do seminarium.- odpowiedziała Tazzy. – Mogłabyś nie miąć mi sukienki?
-Do seminarium? Nie mów!? Chce zostać klechą? No doprawdy, świat się wali. On syn księcia do seminarium! – oburzyła się Konstancja, szybko podniosła się z łóżka.
- Co cie tak dziwi? Przecież jest bardzo wierzący. Zakochałaś się w nim?
- Ja? Jesteś durna, droga Tazzy i to jak nikt. Ja miałabym się w tym słodkim chłopczynie zakochać? Ja! Konstacja Amelia Kiryłónwa! Mogę mieć każdego, nawet cara.
-Chyba się troche przeceniasz Konsiu. Piotr nigdy by cię nie pohańbił, bo myśli że jesteś cnotliwa panienką. Sama odmalowałaś mu taki obraz. Nie wie że oddajesz się każdemu kto tylko cię zapragnie i ma odpowiednie ekhmm walory.
- Nie mów że nie myslisz o walorach Pietii, moja cnotko - powiedziała. - Widzę jak na niego patrzysz.
- Jak? – zapytała siostrę.
- Jakbyś miała ochotę złapać go za ten jędrny tyłeczek.- uśmiechnęła się przebiegle niczym kotka.
- Jesteś okropna, jakim cudem jesteśmy siostrami? – Anastazja wstała podchodząc do okna. Wyjrzała przez nie, na ogród okryty białą szata. Wrony krążyły wokół drzew, jak czarne punkciki, na świecie spowitym wszechobecną bielą. Drobinki śniegu, wirowały w powietrzu opadając na ziemię. Samotny płatek niby wydziergany szydełkiem opadł na szybę.
- Ah, Tazzy, Tazzy. Nie obrażaj się. Wiesz jak bardzo cię kocham.- Konstancja przytuliła siostrę. Bliźniaczka nie potrafiła długo się na nią gniewać. Różniły się jak noc i dzień, lecz w głębi serca darzyły się siostrzaną miłością.
- Przepraszam Konsiu, to nie prawda. Nie powinnam porównywać cię do ladacznicy. – odpowiedziała blondynka.
- Nie obrażam się. Wiem, że ty masz romantyczne usposobienie i liczy się ten jeden, jedyny. Romantyczna miłość jak w operach i teatrze. Ale to nie dla mnie.- odsunęła się od siostry, wirując na środek pokoju. – Chcę żyć! Zdobywać mężczyzn, chcę aby padli mi do stóp. Już taka jestem! – zaśmiała się perliście.
Elena Komiagina przeciągnęła się na atłasowych poduszkach.
- Nudno mi - powiedziała trącając nogą wyciągniętą u jej stóp, w poprzek wielkiego orientalnego łoża, postać w sukience. - Fifi, wymyśl coś.
Henri Philip de Martichon uniósł glowę w rudej peruce i otworzył wielkie, niebieskie oczy.
- Co mam ci wymyślić? - zamruczał, lekko schrypniętym głosem. - Zmęczony jestem...
- Znowu rżnąłeś przez pół nocy w karty z babunią Witte? - zapytała złośliwie Elena.
- Owszem - odparł leniwie Henri. - Kiedy nikt z rodziny nie widzi babunia pije jak gąbka, pali jak smok i gra w karty jak zawodowy szuler. Głowę daję, że jest dziś świeża jak pierwiosnek...
Elena zachichotała, po czym zepchnęła Henriego z łoża, używając w tym celu nóg.
- Rusz się - powiedziała siadając. - Zorganizuj jakąś orgietkę, cokolwiek.
Henri wstał, rozcierając obity łokieć i poprawiając na sobie żółtą suknię.
- Będzie kulig u księstwa Nadolnych, mało ci? Święty Pietka idzie na księdza, więc wyprawiają mu pożegnalny balik. Może mają nadzieję, że się rozmyśli - zachichotał.
- Kulig? - oczy Eleny zalśniły. - U Nadolnych? Kochicha nic mi nie powiedziała! Przebrzydła!
Zeskoczyła z łoża i zaczęła tańczyć walca, wirując z impetem.
- Będą niuanse, romanse... - zanuciła. - Musze sprawdzić pocztę, zaproszenie pewnie przyszło, ale wiesz, że ja tego nie czytam.
- Tak, wiem... - mruknął Henri. Spojrzał na drzwi, do ktorych własnie zapukano. - Wejść!
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Czw 15:51, 14 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Rozdział 3 bo Hexe jak zwykle ma zapłon i nie widzi, co dałam wcześniej. Za dużo Kroegera!
Sorokin dopiął gruby płaszcz i szybkim krokiem oddalił się od domu Eleny.
Ta tymczasem leniwie wstała z leża i skierowała swój krok w stronę lustra wiszącego nad kominkiem. Stanęła oko w oko z kobietą, której widok mógł zapierać dech w piersiach. Grube kasztanowe włosy sięgały jej za pas, nieznacznym ruchem dłoni odgarnęła je na plecy. Przymknęła zielone oczy okolone grubymi rzęsami. Dobiegł ją odgłos zamykanych drzwi, oderwawszy wzrok od swojej sylwetki kobieta ujrzała Henriego, przypatrującego się jej w milczeniu.
- Gotowy jesteś? - zapytała, uchylając zdobioną szkatułę stojącą na kominku. Wydobyła z niej kolię ze szkarłatnymi kamieniami.
- W przeciwieństwie do ciebie. - na twarzy Martichona zaigrał uśmiech. Stanął tuż za plecami Eleny. Ta gestem nakazała mu zapiąć naszyjnik, sama założyła długie kolczyki do kompletu.
- Powinno ci to starczyć jako przyodziewek.
- Nie bądź taki zabawny, mój drogi. To podwieczorek, nie jedna z twoich nadobnych orgietek.
- O, jestem pewny, że mało kto byłby niekontent gdybyś zawitała do Kiryłowów w samej biżuterii. Chociaż szanowny hrabia mógłby zejść na zawał, widząc ten zgrabny tyłeczek.
Elena trzepnęła towarzysza w ramię.
- Makijaż sobie zmażesz. - odsunęła się i podeszła do pokaźnej szafy. Po chwili wyciągnęła z niej futro z soboli.
Henri prychnął.
- Wiesz, Sorokinowi się nie dziwię, ale że ty tak łatwo oddajesz się osobistościom jego pokroju...
- Nie pleć bzdur. Czyżbyś moja Francuzeczka była zazdrosna?
- Nie zwracaj się tak do mnie, litości...
- Zgoda. Moja Francuzeczko...
Henri prychnął ponownie, nastroszył się i wyszedł z pomieszczenia. Elena, odziana już w futro , pokręciła głową i wyszła na korytarz. Po pół godzinie wraz z nieco sfoszonym Henrim wyruszyli powozem do posiadłości Kiryłowów.
Podwieczorek podano w dużym salonie. Wilgielmina Czeburykowa z wyraźną lubością, malującą się na zasuszonym obliczu, wdychała aromat herbaty, bijący ze stojącego na stole imbryka.
- Jekaterino Iwanowna, u was jest zawsze taka dobra herbata - westchnęła. - Nigdzie takiej nie robią, nawet tam, gdzie mają samowary. Prawda, Wiaczesławie?
Trąciła dyskretnie łokciem swego znudzonego małżonka, tęgiego mężczyznę z łysiną i wielkimi bokobrodami. Ten mruknął coś niezrozumiałego.
Służąca nalała herbaty do filiżanek i wyszła, odprawiona niecierpliwym gestem Jekateriny Kiryłowej.
- Pani jak zwykle nazbyt łaskawa - roześmiał się Stiepan Kiryłow swym grzmiącym głosem. - Taka i u nas herbata, jak gdzie indziej! Prawda, Tasiu?
Poklepał córkę po obleczonym w gołębioszarą taftę ramieniu.
- Tak, papciu, nie zauważyłam byśmy mieli jakiś specjalny gatunek herbaty - odparła. - Ale skoro pani Czeburykinie smakuje, to ja się bardzo cieszę.
Konstancja weszła do salonu, z szelestem spódnic granatowej sukni, po drodze rzucając cierpkie "dzień dobry" w stronę Czeburykiny.
- Panna Anastazja taka rozsądna jest, a jaka dobrze wychowana! nie to co inne panny! - zachwyciła się Wilgielmina, zezując znacząco w stronę Konstancji.
- Kociu droga, kiedy przyjadą te twoje przyjaciółki? - zapytała sucho Jekaterina Kiryłowa. - Trochę się spóźniają, nie sądzisz?
- Oj, nie zna ich mama ? - zapytała. - Zanim Elena z Nataszą się wybiorą...
- Przepraszam za spóźnienie - rzekła Elena, wchodząc do salonu. - Henri odrobinę grymasił przy ubieraniu, chociaż to ja jestem kobietą.
Henri, w błękitnym fraku, kanarkowej kamizelce i beżowych spodniach, wysunął się zza niej.
- Droga moja, kto powiedział że mężczyzna nie powinien dbać o wygląd? - zapytał, nieco nadąsany. Przywitał się z zebranymi, po czym siadł bez ceremonii na kanapie, obok Wilgielminy.
- Gbur - mruknęła Czeburykina.
- Zaraz powinien zjawić się Nikołaj - rzekła Elena, rozsiadając się na fotelu. - Przyjechał tuż za nami, z jakimś oficerem.
- Bardzo przystojnym - zaznaczył Henri, pociągając łyk herbatki.
- Nikolaj? - zdziwiła się Kocia, porzucając na moment znudzoną pozę. - A skąd on tutaj? Przecież nie był zaproszony?
- Ale jestem - Sorokin wynurzył się niemal bezszelestnie zza drzwi. - Państwo pozwolą, że się przedstawię, Nikołaj Sorokin.
- Książę Nikolaj Sorokin - sprostowała Kocia leniwie. - Z tych Sorokinów.
Jekaterina poderwała się z kanapy niczym podrzucona sprężyną.
- Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt, mości książę? Oto moje córki, Konstancja...
- Z panną Konstancją już się poznaliśmy - rzekł Nikołaj.
- O tak - uśmiechnęła się Kocia.
- ...i Anastazja - dokończyła Kiryłowa.
Nikołaj pochylił się nad dłonią dziewczyny, jednocześnie mierząc ja spojrzeniem jasnych oczu.
- Niezmiernie miło mi poznać panią - rzekł.
Anastazji zrobiło się gorąco, dłoń powędrowała jej odruchowo do medalionu, wiszącego na jej piersi. W oczach tego człowieka było coś zuchwałego, wręcz niebezpiecznego.
- Mnie również - odparła chłodno, cofając dłoń.
- Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt? - terkotała dalej Jekaterina.
- Mnie - rzekł ze śmiechem porucznik gwardii cesarskiej Aleksandr Morozow, kłaniając się Kiryłowej. - Znamy się z Nikołajem od dawna i pozwoliłem sobie zabrać go ze mną.
- Ach, Aleksandrze Juriewiczu, jak milo pana widzieć! - Kiryłowa była niemal w ekstazie.
- A gdzież to panna Natasza? - zapytał Morozow.
Zamęt trwał przez chwilę, bo Kiryłowa na przemian zachwycała się oboma panami, sztorcowała służbę i miotała się po całym salonie, potem zaś przybyła Natasza, z miejsca ściągając na siebie uwagę przystojnego porucznika.
- Ach Henri! - zagrzmiała postawna kobieta około sześćdziesiątki, odziana w nobliwą czerń. Poprawiła przekrzywiające się na jej nosie pince-nez i wmaszerowała dziarsko do salonu. - Panowie, może zagramy partyjkę brydża? Henri, ty mi na pewno nie odmówisz!
- Jewpraksjo Fiodorowna, jak pani tak może, karty to wynalazek Szatana! - rzekła Wilgielmina z oburzeniem. - Pójdzie pani do piekła!
- Ale za to spędzę wieczność w doborowym towarzystwie! - odcięła się babunia Witte, sadowiąc się przy karcianym stoliku.
Wilgielmina przeżegnała się ze zgrozą, za to jej mąż ochoczo przyłączył się do piekielnej rozrywki. Do nich dosiedli się Henri i Elena. Porucznik zabawiał Natasze rozmową, Nikołaj zaś śledził spojrzeniem Anastazję.
- Nie mówiłaś mi że masz taką piękną siostrę - mruknął półgębkiem do Koci. - Warta grzechu.
Konstancja spojrzała na niego złośliwie.
- Odpuść sobie, Nikołuszka - odparła. - To kandydatka do świętości, cnotliwa do bólu. Prędzej zaciągnąłbyś do łóżka Patriarchę Wszechrusi niż ją.
Nikołaj zaśmiał się cicho, po czym jeszcze raz spojrzał na jasnowłosą postać, która siadła właśnie przy fortepianie i przeglądała nuty. Natasza wyraziła bowiem zainteresowanie instrumentem i śpiewem, co skłoniło Jekaterinę do zaimprowizowania występu posłuszniejszej z jej córek.
- A wie pani, droga Jekaterino, że hrabia Dołochow wrócił z Wiednia? - trajkotała niestrudzona Wilgielmina. -Mówią że chce teraz robić karierę na naszym dworze.
- Lew Rosakow nie będzie zadowolony - mruknął Stiepan Kiryłow, pochłaniając ciasteczko z konfiturą. - Nie znoszą się od dawna, skaczą sobie do oczu jak psy.
- Jak ty się wyrażasz? - fuknęła Jekaterina.
- Wybacz, duszko - stropił się. - Mialemna myśli, że się zwalczają, politycznie i prywatnie.
- A ta jego żona, Larisa z Wołkowów, podobno ma ataki histeryczne - plotkowała dalej Wilgielmina. - Jakiś szok przeżyła jako młoda panna i tak jej zostało, dlatego nikt jej za żonę nie chciał. Dopiero Wołochowją wziął.
- Co mnie to obchodzi - burknęła Kocia, odwracając się ku karcianemu stolikowi. - Jakiś nudny stary piernik, z równie nudną żoną. Też mi coś.
Tymczasem Anastazja wybrała już utwór i położyła dłonie na klawiaturze.
- Proszę państwa o ciszę! - zażądała Jekaterina Kiryłowa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Czw 18:30, 14 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Kiedy Hexe dodawała twojego jeszcze nie było. Jakby Lucyferowa popatrzyła na godziny wysłania, toby zauważyła, że wysłałyśmy równocześnie
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Czw 19:11, 14 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ja byłam pierwsza!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Laurelin
Kaiserin von Uwoland
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Sob 21:32, 16 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Musze to przeczytać w końcu ale boję się zaczynać bo jeszcze się uzależnie xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Sob 21:34, 16 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Czytaj, czytaj. Tak wczonsajoncego romansu jeszcze nie widziałaś I ciekawe czy zgadniesz komu za pierwowzór służył Blondyn.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Laurelin
Kaiserin von Uwoland
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Sob 21:42, 16 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Postaram się. Zrobię portrety psychologiczne wszystkich bohaterow i porownam xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
UpiórTeatru
Graf Taaffe
Dołączył: 18 Lip 2010
Posty: 450
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: ona
|
Wysłany: Sob 21:59, 16 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Robi się coraz ciekawiej, czekam na kolejne części!
|
|
Powrót do góry |
|
|
EineHexe
Uwoholiczka z misiem
Dołączył: 17 Lip 2010
Posty: 2297
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: To tajemnica Płeć: ona
|
Wysłany: Sob 22:20, 16 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
- Prosze państwa o ciszę! - oznajmił Stiepan Kiryłow - Anastazjo ... - mężczyzna popatrzył na córkę i ze skinieniem głowy zachęcił ją do gry.
Tazzy zaczęła grać. Jej drobne palce z lekkością przesuwały się po klawiszach instrumentu. Po chwili Tazzy zaczęła śpiewać jakąś rosyjską piosenkę. Muzyka pochłaniała romantyczną dziewczynę bez reszty. Kocia ostentacyjnie wywróciła oczami, uważnie obserwując zebrane towarzystwo. Nikolaj siedzący tuż obok niej z dziwnym, pożądliwym wrokiem wpatrywał się w bliźniaczkę Konstancji, dokładnie badając całą sylwetkę i ruchy dziewczyny. Reszta gości również słuchała Anastazji, prócz porucznika Morozowa, który rozkładając się wygodnie na siedzeniu, wpatrywał się na siedzącą tuż obok niego niewiastę z tycjanowskimi włosami. Natasza nie czuła się komfortowo, czując na sobie rozpalone spojrzenie Aleksandra, jednak ze skupieniem i lekkim uśmiechem na ustach, podziwiała grającą dziewczynę.
W pomieszczeniu rozległy się oklaski i zarumieniona Anastazja ukłoniła się i usiadła razem z rodzicami.
- Proszę mi wybaczyć, panie Poruczniku, pójdę do moich przyjaciółek - rzekła Natasza.
- Ależ oczywiście, panno Nataszo - Aleksandr wzrokiem odprowadził dziewczynę, która podeszła do wesołej Koci stojącej razem z Eleną tuż przy fortepianie.
- To tam Nataszo moja najdroższa? - zapytała Kocia ze śmiechem - Czyżby nowa zdobycz? - dziewczyna popatrzyła się na rozmawiającego z Nikolajem porucznika.
- Wiesz mi, że o to specjalnie nie zabiegałam - odparła Natasza.
- Oj przestań. Znajomość takiej osoby zawsze się przyda - Elena uśmiechnęła się i poklepała przyjaciółkę po ramieniu.
Rozmawiały tak przez parę chwil aż wreszcie podeszła do nich pani Witte.
- I jak tam moje kochane dziewczęta? Pewnie rozmawiacie o zgromadzonych tutaj panach ... - Jewpraksja od razu przeszła do sedna sprawy.
- Ależ babciu. Nas nie interesują takie rzeczy. Nie znasz nas? - zapytała Kocia, mrugając niewinnie oczami.
Natasza i Elena wybuchnęły śmiechem.
- Oczywiście, moja droga. Może niektórzy w to uwierzą lecz ja widzę więcej niż wam się wydaje - westchnęła Jewpraksja - Cóż to ten cały Sorokin interesuje się naszą Anastazją ... ?
- Jemu to tylko jedno w głowie - stwierdziła Natasza, patrząc na Nikolaja.
Jewpraksja chwyciła wnuczkę za rękę.
- Ty moja droga tu nie stój tutaj bezczynnie tylko zajmij się tym pułkownikiem.
- Babciu, nie mam ochoty. Mam teraz inne sprawy na głowie - powiedziała ze znudzeniem dziewczyna, przypominając sobie młodego sekretarza jej ojca - Dziewczyny już mi to mówiły ...
- Więc idź. Niewinny flirt jest przyjemny a zakochany pułkownik zawsze użyteczny. - Jewprakcja wygłosiła jedną ze swoich mądrości.
- Dobrze już idę - Dziewczyna poprawiła swoją jasnozieloną suknię - Bywajcie moje drogie.
Natasza z zabawnym ukłonem oddaliła się od towarzyszek.
- Och, znałam takiego jednego pułkownika ... - rozmarzyła się pani Witte
- Więc opowiedz nam wszystko ze szczegółami - poprosiła Kocia, zawsze chętna do słuchania historii romasów babci.
Jewprakcja uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Opowiadała i opowiadała co chwila doprowadzając Elenę i Konstację do śmiechu.
W końcu zakończyła opowieść. Słuchaczki rzuciły kilka pochlebiających komentarzy, po czym Konstancja wstała od stolika, gestem polecając Elenie, aby szła za nią. Opuściły salon.
- A cóż to, droga przyjaciółko? - Elena dorównała kroku towarzyszce.
Kąciki warg Konstancji zadrgały w uśmiechu, który bynajmniej nie mógł należeć do świątobliwej panienki.
Wprowadziła przyjaciółkę do swej komnaty, starannie zamykając za sobą drzwi.
- Patrz. - rzekła, kierując się w stronę drewnianej skrzyni pokrytej kwiecistymi ornamentami. Otworzyła zamek wcześniej dobytym skądś kluczem i spod warstwy tkanin wydobyła kruczoczarny koronkowy gorset wzmacniany fiszbinami. Do tego dołączyła para czarnych pończoszek.
- I jak?
Elena wydała z siebie okrzyk zachwytu.
- No, no, trzeba jak najszybciej wyprawić jakąś hulankę, będziesz gwiazdą. - zaśmiała się.
- A nie planujesz urządzić czegoś w najbliższym czasie? - Konstancja uniosła brew.
- Będziesz pierwszą osobą, którą powiadomię...
Wtem drzwi uchyliły się i do komnaty wparował Henri. Na widok gorsetu i pończoszek kontrastujących na tle białej pościeli klasnął w dłonie.
- Uła, cóż za uroczy gorsecik! - zapiszczał. - Poproszę taki, tylko w bardziej pstrym kolorze!
- Nie dostaniesz, dopóki nie nauczysz się pukać. - mruknęła Elena.
Henri zignorował tę uwagę.
- Kociszko droga, zejdź na dół, brak nam twojego towarzystwa niezmiernie!
Konstancja obrzuciła Elenę pytającym spojrzeniem.
- Już idziemy, Fifi...
Martichon odwrócił się na pięcie i wymaszerował z pomieszczenia.
Konstancja tymczasem chowała schowała gorset do skrzyni.
- A z wami co? Niedługo zaczniecie się rzucać sobie do gardeł. - zauważyła.
Elena wzruszyła ramionami.
- Najwidoczniej ma swoje humory. Chodźmy już.
Z powrotem wmieszały się w towarzystwo przebywające w salonie.
Książę Sorokin jako ostatni opuścił podwieczorek u hrabiostwa Kiryłow. Poszedł tam ze względu na Konstancję. Równo rok temu przeżyli płomienny romans. Nikołaj wrócił z Wiednia, gdzie bawił na dworze. Bawił w dosłownym tego słowa znaczeniu, interesowały go tylko hulanki i swawole. Stary książę Igor, jeszcze żył, zamartwiając się jedynakiem zaabsorbowanym tylko i wyłącznie bywaniem, piciem i grą w karty.
Młody Sorokin wrócił na pogrzeb ojca, który umarł we śnie, zostawiając mu cały majątek. Nikołaj nie był przywiązany do rodziciela, który był od niego starszy o ponad czterdzieści lat i nigdy nie miał dla niego czasu. Od dziecka wychowywany w szkołach z internatem, nie pałał miłością do rodziców. Matka Nikołaja, Waleria z domu: Maruszkina również nie interesowała się synem. Rodzice zaaranżowali dla niej małżeństwo z dwadzieścia lat starszym arystokratą, który interesował się nią, tylko do momentu narodzin syna. Małżonkowie od tej chwili nie przebywali w swoim towarzystwie, utrzymując romanse.
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyferka
Jej Piekielna Mroczność z Bastionu
Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z piekła rodem Płeć: ona
|
Wysłany: Nie 8:46, 17 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Blondyn rzecz jasna zdemonizowany! Wiecie ile się napracowałam z Luckiem u boku, żeby zrobic z niego zwierza?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|